Bo nigdy nie jest za późno by zacząć wszystko od początku. Właśnie rozpadł się mój dwuletni związek. Kolejny raz zasponsorowałam facetowi życie a sama zostałam z niczym. On ma wyposażone mieszkanie i psa a ja mieszkam kątem po znajomych. Nie prędko się to zmieni. Chcę zrobić tak, żeby już nikt nigdy mnie nie wyrzucił z domu. Niestety potrzebne są nakłady finansowe w ilości 20% wartości mieszkania by dostać kredyt hipoteczny, ale dam radę.
Jeśli chodzi o mnie i moje ciało... nie ciało... CIELSKO... ... ... no właśnie...tragedia to mało powiedziane...
pocieszające jest to, że zaczęłam już powoli coś z tym robić...Idąc za nauką, że ciało i umysł nie mogą istnieć oddzielnie to i jedno i drugie musi być zdrowe. Przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że chyba ciało można łatwiej i szybciej naprawić niż umysł a naprawiając go ciało powinno się podporządkować. Zaczęłam więc pracować nad swoim samopoczuciem.
Pierwszą myślą jaką miałam to to, że muszę wrócić do miejsca w którym byłam szczęśliwa. Wróciłam więc na jogę po dwóch latach przerwy. Teraz, po miesiącu zaczynam się czuć inaczej. Jestem bardziej wyciszona, mniej przytłoczona wydarzeniami, które miały miejsce, mniej spęta. Prawdą jest, że bardzo mnie uwiera to, że większość znajomych i rówieśników ma już swoje mieszkania, domy, mają partnerów i niejednokrotnie gromadkę dzieci a ja zaczynam znów od zera. Przykre jest również to, że te osoby, które rujnowały mi życie kolejny i kolejny raz zabierały mi przy okazji ludzi, którzy mnie otaczali... Taka jest prawda... w wieku prawie 30 lat jestem sama... sama jak palec...
Od jutra znów zaczynam się odchudzać... życzcie mi powodzenia :)