No i co? W czwartek po dłuższej przerwie wpadłam tu z nadzieją, że to może już ten moment, ale gdzież tam. W piątek pokłóciłam się ze swoim manem, w sobotę do ognia oliwy dodała rozmowa z matką i odchudzanie diabli wzięło. Nawet nie pamiętam co jadłam w weekend. W sobotę na pewno sushi, ale wczoraj... chyba coś wszamałam w przelocie. Posiłków było może po 2 na dzień, a stresów po milion.
Rany, żeby się móc odchudzać, trzeba by wyprowadzić się na bezludną wyspę - bez rodziny, bez stresów, bez kłótni i tylko myśleć, co jeść, a czego nie jeść... A tak to wielka dupa z tego całego odchudzania.
Może dlatego, że ja nie umiem skupiać się na kilku rzeczach na raz. Jak myślę o diecie, zdrowiu i tym wszystkim odcinam myśli o reszcie, ale jak mi ktoś napsuje krwi i zaczynam myśleć o tamtym, znowu myślenie o diecie odchodzi w niebyt.
Paranoja! A nie można po prostu być chudym? Znam tyle ludzi, którzy żywią się pizzami, fast foodami i słodyczami, a przypominają przecinki. To jest cholera niesprawiedliwe!
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
TWEETY6711
17 września 2013, 08:51No niestety, sprawiedliwości nie ma i w tej dziedzinie również. Może marne to pocieszenie ale ci co tak mogą wszystko jeść i są chudzi za nic w świecie przytyć nie mogą nawet jak bardzo chcą. Prędzej gruby schudnie od niejedzenia niż oni przytyją od jedzenia. Mam znajoma, której kości świeca się spod płaszcza i nic na to poradzić nie może. Mieć "drabinę" z kości zamiast gładkiego dekoltu żadna by z nas nie chciała. A co do stresu, to jesteś z tym w całkiem pokaźnym gronie. Założę się że większość z nas tutaj ma syndrom kompulsywnego żarcia pod wpływem stresu. Mnie też się uruchamia wtedy taki apetyt że jem co popadnie i tak nerwowo jakbym nienawidziła to żarcie i chciała je zniszczyć. W rezultacie potem nienawidzę siebie. Latami praktykuję czym to zastąpić, raz wychodzi raz nie, ale nigdy nie skapituluję. Ty też próbuj i się nie zrażaj niczym.
sfizohrmeja
16 września 2013, 16:32true story z tą bezludną wyspą...
sergona
16 września 2013, 12:32Wiele osób ma problem z takim emocjonalnym objadaniem, łącznie ze mną :(. Chyba kluczem do sukcesu jest zmniejszenie presji. Wynik, ja ważyłam już 79,5 kg ... dzisiaj 72,5 kg plus zmniejszające się cm. Trzeba zacząć chyba ze sobą współpracować. Ja teraz, zamiast się ciągle ganić za coś, po obżarstwie staram się postawić krechę na tym grzeszku i iść dalej. Cieszę się z małych rzeczy. Z 2-3 km na rowerku stacjonarnym, albo jeśli uda mi się powstrzymać od nocnego jedzenia. Staram się w siebie wierzyć, ale wiadomo, że jest ciężko, echh. Życzę Ci wytrwałości i motywacji! :))) Pozdrawiam ciepło! x
katerina77
16 września 2013, 12:14Mają dobrą przemianę materii.Sama kiedyś potrafiłam zjeść jajecznicę z 10 jajek i pętka kiełbasy dalej waga była 49kilo,nawet po dwóch ciążach rok po roku schudłam bez niczego w ciągu miesiąca.Natomiast teraz jak zaczęłam 11 lat temu brać proszki na nadciśnienie tak się wszystko rozregulowało i idzie masakrycznie.Głowa do góry damy radę