Witajcie Chudzinki,
Wczorajszy plan na bieganie # 2 nie wypalił, bo miałam takie zakwasy, że szok, nie mogłam wchodzić po schodach - łydki dramat! Dlatego postanowiłam to rozchodzić i zrobiłam 10 km szybkim marszem. Endomondo twerdzi, że spaliłam w związku z tym ok. 800 kcal. Fakt, byłam zalana potem jak wróciłam... Natomiast rozchodzenie zakwasów się nie udało do końca, bo dziś prawie nie mogę się ruszać. Wczoraj to był pikuś!
Moja mała motywacja: ćwiczenia na pupsko (dziś już 3 dzień programu):
Przy moim bólu WSZYSTKIEGO, robienie przysiadów to dramat ale nie poddaję się
Dietkę, rzecz jasna trzymam i nawet to pilnowanie sprawia mi frajdę. Do tego stopnia, że chyba zrezygnuję dziś z wyjścia na miasto z dziewczynami, bo to będzie oznaczało Żarcie - Chlanie do rana - Kac jutro i głód na kacu! Już ja wiem jak się nasze wieczorki kończą... Zaczyna się niewinnie (tatarem i białym winem), potem wjeżdżają na stół krążki cebulowe, pifffko i kebab pomiędzy klubami, a na koniec kończy się na wódzie w "Zakąskach" lub w "Mecie"... Poszłabym, tylko nie chce mi się zarywać nocy... ROZUMIECIE???? Bo ja powoli nie.... Uwaga powiem to: WOLĘ JUTRO POBIEGAĆ I POĆWICZYĆ.....!!!!! Normalnie nie poznaję siebie
Miłej Sobotki! Pogoda dopisuje!!!!