Dwa tygodnie stresu, przygotowania do imprezy, dwie komunie dzień po dniu i wróciłam do wagi wyjściowej. Wróciły też 3 cm w talii i 2 w biodrach. Ku mojemu zdziwieniu- w udzie i w łydce mam po 1 cm mniej.
Nie jestem z siebie dumna. Co nie znaczy, że się poddam. 2 lipca jedziemy na morze z moją sexi sister i wyjogowaną mamą. To, że będę najgrubsza z towarzystwa, jest oczywiste. Ale to nie znaczy, że brzuch ma mi wylatywać z majtek kaskadami, no nie?
Nie wiem, który to już raz, ale biorę się do roboty. Od tego tygodnia powinno być u mnie odrobinkę lżej, to może nawet znajdzie się czas na ćwiczenia. Co nie znaczy, że całkiem olałam temat. Po synka do przedszkola biegam pieszo, do kościoła na biały tydzień pieszo. Nie podjadam wieczorami. Miałam nadzieję, że to wystarczy, żeby waga przynajmniej nie podskoczyła. Widocznie to jednak za mało. Trudno. Nie poddam się jeszcze. Choć zaczyna mi chodzić po głowie, że może nie warto....
serafinka31
15 maja 2016, 23:07Zapraszam na stronke - https://vitalia.pl/Fit-Ja-Fit-Ty-Tra%C4%87-kilogramy-ze-mn%C4%85-590274774466475/ - duzo motywacji i moze uda im si etroszke pomoc :)
angelisia69
15 maja 2016, 13:28nie warto to sie poddawac,a zmagac sie ze slabosciami mysle ze jak najbardziej warto!
sisinko
15 maja 2016, 10:52Do lipca jak będziesz przestrzegać diety to z 5 kg się uda , powodzenia :)