Dzisiaj nie jestem z siebie dumna. Waga się zatrzymała. Jest 400 g mniej niż tydzień temu. I znowu tu centymetr mniej, to tam centymetr więcej. Cieszę się jedynie, że to mniej obejmuje talię, bo zauważyłam, że ubrania zaczęły na mnie inaczej leżeć. Spodnie mi spadają z tyłka, spódnica lepiej leży na biodrach. Ciało mi się trochę ubiło.
Jestem na siebie wściekła, że nie dobiiję do upragnionej 60-tki do komunii córci. Tak bardzo mi na tym zależało.... Jestem taka rozczarowana sobą, że jeszcze nawet nie mam sukienki,a komunia za tydzień. Nie wiem w czym pójdę.
NIestety, nadal nie mam kompletnie czasu na ćwiczenia. Może w ten weekend się uda. Za to ograniczyłam jedzenie i z tego jestem dumna. Z miesiąc temu zamieniłam chleb na żytni na zmianę z orkiszowym. Okazjonalnie zjem pszenną bułkę (głównie jak przywożę dla rodziny cieplutkie, prosto z piekarni), ale na codzień do pracy biorę pełnoziarnistą, z sałatą, ogórkiem, pomidorem. Nie smaruję jej już masłem prosto z lodówki, tylko cieniutką warstwą takiego lekko ogrzanego. Poza tym codziennie rano robię sobie zimny prysznic na brzuch i widzę efekty- skóra wygląda zdecydowanie lepiej. Po trzecim porodzie jest niestety mega rozciągnięta, a rozstępy mam absolutnie wszędzie. Teraz brzuch zrobił się mniej wiszący, choć do płaskości nadal mu bardzo daleko. Nadal robię skłony i przysiady przy każdej okazji- zbieranie z podłogi puzzli, klocków maludy, wieszanie prania. Nogawki spodni zrobiły się luźniejsze.
Mimo, że idzie mi kiepsko-będę walczyć dalej. Może po weekendzie majowym będzie u mnie odrobinkę spokojniej, bo kilka spraw właśnie pozamykałam. Spróbuję w nagrodę wygospodarować dla siebie godzinkę wieczorem na ćwiczenia. Mam też inny sukces- wyrobiłam u dzieci nawyk wcześniejszego chodzenia spać. To też mi daje trochę dodatkowego czasu i zamierzam go wykorzystać właśnie dla siebie. Żadne tam nadrabianie sprzątania czy papierków do pracy. W końcu w lipcu jadę na wakacje z moimi superszczypłymi siostrami! Nie chcę znowu wyglądać przy nich jak pulpet!!!
Wyczytałam, że w jelitach może się odkładać nawet do 15 kg śmieci. Autorka artykułu podaje, że pijąc codziennie kefir i jedząc kiszonki można się tego szybko pozbyć. No to zaraz wysyłam męża na zakupy. Na razie jeden kefir, bo nie wiem czy przełknę taki zwykły. Owocowe mi jeszcze jako wchodzą, ale zwykły nigdy mi nie smakował. Trudno, spróbować trzeba. Ogórki kiszone mam w domu i bardzo lubię, więc tu będzie łatwiej. Zaraz je zjem z gotowanym jajeczkem.
I jak tak czytam teraz, co napisałam, to...walić tę wagę. Nie jest wcale tak źle. Coś zmieniłam w swoim życiu i coś się dzięki temu zmienia w moim wyglądzie. Nadal mam pod górkę z brakiem czasu, potwornym zmęczeniem (od prawie dwóch lat nie przespałam całej nocki) i tarczycą, więc nie będę się karać za nieosiągnięty wynik. Trudno. Doceniam to, co mam. o!