Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Powrot


Lilka1986 dzieki za motywacje, szczerze mowiac zagladalam czesto i gesto na vitalie, ale odwagi brak, bo w kazdym wpisie pisze, ze zabieram sie za siebie i guzik. Zawsze mozna znalezc wytlumaczenia: moj zakret sie zrobil cholernie wielki, metlik w glowie, wyjasnienie spraw i poukladanie sobie wszystkiego na nowo.
Najpierw wagowo. Tydzien temu bylo 63,3 dzis 62,8 do wagi paskowej, jeszcze sporo mi brakuje, ale grunt, ze powoli idzie w dol, a ten tydzien nie byl perfekcyjny, bo byly dwie kolacje, jedna slowenska, druga rumenska. dzisiaj piekny jesienny dzien, troche wietrzny, ale bardzo sloneczny, wiec juz zaliczylam moje 35 min truchtania i 30 min roweru. wczoraj musialam jechac do centrum i w dwie strony wyszlo ponad godzina roweru. 
wzielam sie w koncu za siebie dzieki niemu, bo w koncu weszlam w schemat myslowy: on mnie zna tyle lat, wie jaka jestem, widzial mnie w kazdym stanie, od pijanej i spiacej na dyskotece, po wyjsciu z wanny z farba na glowie, w koncu ubrana ladnie i spodobalam mu sie taka jaka jestem. Tak, jest cos miedzy nami, tylko ze kazde z nas widzi to w inny sposob. nie chcialam forever ever together tylko chcialam z jego strony szacunku, a mianowicie jak jest tu nie unika mnie, nie obawia sie zagadac (przeciez nie mowie o przytuleniu) przy swoich znajomych, wiedzialam, ze nie moge i chyba nawet nie chcialam zebysmy byli para, roznica pogladowa, odleglosc, ale dla niego to bylo za duzo...on widzial to inaczej: mamy swoje zycia, nie mamy prawa wymagac niczego wzajemnie, a jesli on jest tutaj i mamy obydwoje ochote byc razem to dlaczego nie. pozegnalismy sie krotkich, wg wymuszonym pocalunkiem. nie wchodze w to. boje sie, ze przyjdzie tak dzien, ze sie zaangazuje, a on nie i bedzie mi bardzo ciezko. wiem, ze 'drogo placi ten, co wybral nic nie tracic', ale ja znam siebie i wiem, ze do pewnego stopnia jestem chlodna i naprawde potrzebuje czasu, by dana osoba stala mi sie bliska, ale gdy minie ten czas, moge wejsc w ogien za ta osoba, a za nim nie warto, nie warto sie parzyc, skoro on mnie poprowadzi w ogien, a potem mnie tam zostawi, a sam ucieknie.
tak wiec nasza rozmowa wydala plan. zaczelam zastanawiac sie nad soba... tak wiec wrociclam do biegania, poszlam do teatru, poszlam do kina, wczoraj bylam na konferencji o stypendiach DAAD w Niemczech. Generalnie jestem happy! Moje motto to rozwoj, cielesny i duchowy. Po prostu musze sie rozwijac w kazdej dziedzinie i to mi da szczescie. Bo spiac codziennie do 12stej, idac na dwie godziny zajec, wracajac, uczac sie troche i marnujac czas na necie spowodowalo szarosc, szarosc, z ktorej on mnie wyciagnal. Bo zrozumialam, ze moge wszystko.
Wiec dlatego mnie nie bylo przez ten czas, musialam sobie wszystko poukladac i usmiechnac sie do lustra, puszczajac oczko ;)
  • Lilka1986

    Lilka1986

    15 listopada 2012, 14:08

    I tak trzymaj Kochana!Też Ci puszczam oczko ;) Rozwój cielesny i duchowy to dobre priorytety - biorę to do siebie...Powodzenia!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.