Słuchajcie...
jestem studentką, zwykłą najzwyczajniejszą, mieszkającą w akademiku. Historia mojego odchudzania jest niezmiernie długa, a wszystko przez zajadanie stresu od czasów matury, co doprowadziło mnie do miejsca w którym aktualnie sie znajduje. Konsekwencje wieczornego pałaszowania jedzenia przyniosło niestety opłakane skutki.
Aktualnie jestem na diecie vitalii, schudłam już 4kg, choć na pasku jest inaczej,bo dawno tego nie aktualizowałam.
Myślałam,że wystarczy tylko czytać Wasze pamiętniki, ale jednak muszę się komuś wygadać. Tak, mam koleżanki, ale one nie są na diecie, a akademik to jednak akademik i namawianie do śmieciowego jedzenia oraz alkoholu z ich strony jest cały czas. Tak jakby nikt nie rozumiał tego,że chce być chudsza, zdrowsza, że źle sie czuje patrząc w swoje odbicie.
Kluczowym momentem by jednak zacząć tą diete było 5tygodni choroby. Słuchajcie... przez 2 tyg miałam przeziębiebie, w 3 tygodniu dostałam anginy i leżałam tydzień, a w czwartym tygodniu dostałam półpasiec i byłam u trzech lekarzy i żaden go nie zdiagnozował póki nie trafiłam do szpitala. Półpasiec utrzymywał sie tydzień, jednak objawy mogą być do 5 tyg i tak właśnie jest. Jestem w 4tygodniu po chorobie i nadal odczuwam jej skutki,
więc powiedziałam DOŚĆ.
Podupadam na zdrowiu i to wina właśnie śmieciowego żarcia i alkoholu.
Pomóżcie mi wytrzymać w postanowieniach kiedy dookoła sezon grillowy, każdy pije zimne piwko i ochoczo zajada się mięskiem!
Pomożecie?
EsEs