Po bardzo udanej sobocie przyszła niedziela. Zgodnie z postanowieniem, gotowany przeze mnie obiad został mocno odchudzony, głównie jeśli o tłuszcz chodzi. Objętościowo nadrobiłam masą warzyw i ciecierzycą.
A więc powstał: kurczak duszony z warzywami (cukinia, papryka, por), curry z ciecierzycą (dużo pomidorów, ciecierzyca, troche mleka kokosowego i ostre przyprawy), ryż, sałatka z brokuła, kukurydzy, fety z dressingiem jogurtowym. Chyba smakowało, bo prawie nic nie zostało. xD
Do tego wszystkiego wino musujące. xD została nam ostatnia butelka 1,5 l z wesela jeszcze. Wypiłam 1,5 kieliszka, nadprogramowo niestety.
No i niestety pojawił się deser: moje kochane ciasto szpinakowe. Teściowa przyniosła jeszcze tort śmietanowy. Na szpinakowe się skusiłam (nie jadłam II śniadania by móc sobie na nie pozwolić), niestety chyba na zbyt duży kawałek, albo po prostu zbyt szybko po obiedzie, śmietanowego dziubnełam od M. dwa kęsy. To co działo się do wieczora to istna katastrofa. Jeszcze nigdy nie było mi tak niedobrze po jedzeniu. Ewidentnie czułam zbyt dużą porcje jedzenia w żołądku. Potem to już tylko herbatki miętowe...
Najwyraźniej organizm zaczął buntować się przeciwko obżarstwu. Może to i dobrze, gdy następnym razem najdzie mnie ochota żeby zjeść coś nadprogramowo pomyślę o tym jak się czułam wczoraj....
zurawinkaaa
11 lutego 2019, 09:22Powiem Ci że dobrze , mimo iż czułaś się źle. Ale to oznacza że żołądek się skurczył. I teraz nie chce sobie pozwalać na obżarstwo ;) hi hi. Mi pomaga w takich chwilach herbatka rumiankowa :) pozdrawia
poprAniolek
11 lutego 2019, 09:53Mimo tego jak się wczoraj czułam też się cieszę. :-D