Jakoś tak ostatnio brak mi weny i motywacji. Niby się odchudzam, niby kilogramy lecą ale jak tak patrze na siebie w lustrze to zero zadowolenia. Jakoś też jestem bardziej niecierpliwa, że tak wolno to idzie.A przecież chudnę póki co kilogram na tydzień. No ale jakbym w marcu nie zaprzestała diety to dzisiaj pewnie ważyłabym 50-55 ehh. Wcześniej jakoś mi lepiej szło te odchudzanie, miałam więcej energii i cieszyłam się z każdego zgubionego kilograma, a teraz tak nie jest. Czekam na te 67 kg bo do tylu udało mi się schudnąć, a potem będe chciała więcej i być może wtedy na nowo zacznę odczuwać satysfakcję.
A tak z innej beczki to jestem troche na siebie zła w sumie to mam mieszane uczucia...hmm sama nie wiem czy dobrze czy źle zrobiłam. Piszę z takim jednym facetem, na portalu randkowym. Sam do mnie zagadał i tak piszemy ze soba, niecałe 2 miesiące, fajnie sie rozmawia, mamy o czym i w ogóle. Gdzieś tam w głebi chciałabym się już z nim spotkać, poznac go na żywo, zobaczyć jaki jest, porozmawiać twarza w twarz,ale z drugiej strony nie akceptuje siebie i swojego wyglądu i bardzo się tego obawiam, nie to co pomyśli, jak się wypowiadam, jak mówię i o czym tylko co pomyśli jak mnie zobaczy. Niby widział moje zdjęcie ale i tak uważam, że na zdjęciach wyglądam lepiej. I przedwczoraj wyskoczył, z pytaniem o spacer. Oczywiście ja spanikowałam.. i go oszukałam, że jestem chora i teraz nie mogę się z nim spotkać. Wiadomo pierwsze wrażenie się liczy, więc jak na pierwszym spotkaniu nie zrobię na nim wrażenia to później tym bardziej. Dlatego zwlekam, żeby jeszcze trochę schudnąć i czuć się pewniej, A z drugiej strony boje się, że jak zobaczy, że się wymiguje to w końcu on zrezygnuje i kontakt sie urwie. Ehh sama nie wiem co o tym myśleć. Chciałabym w końcu zaakceptować siebie.