Dzień- pozytywny. Żadnych grzechów nie pamiętam;-) Prócz eh, za żadne skarby nie daję rady z 4-5 posiłkami dziennie. Zjadłam śniadanie, potem w biegu garść mussli, a potem już tylko obiadokolacje. Nie było czasu ani chęci na jedzenie. Od rana na uczelni, potem zakupowe szaleństwo, w zasadzie kończę już kompletować prezenty na święta, a trochę tego jest.. Za to wracając do obiadokolacji.. mmm pychotka. Może trochę kalorycznie, ale bomba witaminowa. Zupa - krem z fasolki szparagowej żółtej + cała masa warzyw, do tego koktajl z mrożonych śliwek, bananów, pomarańczek, jabłek + wiórki kokosowe (a wszystko za sprawą nowozakupionego blendera:D), upiekłam też łososia w folii aluminiowej i zrobiłam sałatkę z rukoli, ale no eh, dałam narzeczonemu na dokładkę, bo mi się w brzuchu nie mieściło już :(
W każdym razie, ładnie podane, starannie przygotowane, bez pośpiechu jedzone.. Od razu inaczej niż byle co po całym dniu podjadania pierdołków.
Co do sportu to dziś nie byłam nawet biegać.. Nic nie ćwiczyłam.. Ale zakupy- 3 godziny + dźwiganie pełnych toreb, zakwasy murowane : P
Pozdrawiam!
Dzień 2/100