Powolutku, a w sumie to w żółwim tempie sobie chudnę...kilogram na miesiąc. Nowa praca jest bardzo wymagająca 14h (a niekiedy więcej) godzin na nogach. Początkowo po powrocie do domu miałam fazę na żarcie, dosłownie co się nawinęło pod rękę to jadłam byleby się napchać i oczywiście przytyłam...Jednak po 2 miesiącach się ogarnęłam i ustabilizowałam. Słodycze jem okazjonalnie, czasami sobie coś fajnego zamówimy z D., ale nie codziennie i w ramach obiadu. W dni pracujące ostatni posiłek jem o 16, potem nie mam już kiedy, a w domu jestem ok 24...nic tylko wykapać się i spać.
No, ale jest tez mój życiowy przełom...normalnie kamień milowy Ja, Marta śmigam na fitness !!!! Pierwszy raz w życiu odważyłam się i poszłam, a jak wyszłam to stwierdziłam, że głupia byłam i nie chodziłam do tej pory Zajęcia są bardzo różne, niektóre bardzo intensywne inne lżejsze, ale po każdych jestem zlana potem i szczęśliwa:) Wykupiłam sobie karnet na rok, ale co jest najlepsze co miesiąc dostaję jeszcze 4 wejściówki na basen. Jak skończy mi się tylko @ to pójdę i tam:)
A z innych to dostałam kindle 4 i jestem zakochana Czytam jak szalona mimo wcześniejszych obaw. Od połowy listopada przeczytałam już 10 książek...i nie zamierzam zaprzestawać