Jestem, żyję wszystko prawie po staremu....
Czasu brak dalej, a szczególnie dla mnie samej dla siebie... co niestety odbija się na mnie i domownikach.... Bywam rozdrażniona, nie mam cierpliwości, marzę o wakacjach - tylko we dwoje.... albo wysłaniu panów na wakacje i pobycie samej w domu... Niestety na taki luksus mnie nie stać. Z drugiej strony ciekawe jak długo bym wytrzymała bez moich skarbów?
Najlepszym rozwiązaniem byłoby wyrwać się na godzin kilka raz lub dwa w tygodniu. Tak bym psychicznie mogła odpocząć od tego ciągłego doglądania moich małych Bestyjek, rozwiązywania ich problemów, który którą szczotką ma kosić trawnik itd.
Dlatego chyba zacznę rozglądać się za jakąś pracą na część etatu lub coś takiego. W końcu moje zdrowie psychiczne też jest ważne... Ale zobaczymy jak to wyjdzie.
Muszę sobie zrobić taką listę priorytetów i powiesić na lodówce cobym codziennie o tym pamiętała, bo tak to gdzieś tam się zatracam w domowym kieracie i nic nie robię by było mi lepiej.
A co do pracy to takich domowych obowiązków pełno jest. Tym bardziej że ja sobie zawsze coś wynajdę, a jak wynajdę to muszę zrobić, bo wiadomo....
Z ciekawostek to w poniedziałek i wtorek byliśmy na dniach otwartych w przedszkolu, od 10 do 12. Pierworodnemu się podobało, bawił się z dziećmi i w ogóle powiedział mi bym go zawiozła i pojechała do domu ha ha ha. Pierwszego dnia koczowałam na przedszkolnym korytarzu no bo wiadomo ja gorzej przeżywałam. Drugiego dnia koczowałam w aucie przed przedszkolem ha ha ha. Tylko dwie godzinki ale jednak... Zrobiłam sobie zakupy i przez resztę czasu poczytałam gazetkę. Jak wybiła 12 poszłam odebrać syna a ten wcale nie chcial wracać. Oby tak było we wrześniu
A dziś zwariowany dzień, rano wziełam się za sprzątanie a tu starszy gorączka, więc szybko telefon do ośrodka... a tam lekarz dziecinna na urlopie tylko jedna lekarka rodzinna do 11.30. Trzeba bylo szybko się ogarniać. Pojechaliśmy obsłuchała i zajrzała do gardła i stwierdziła że rozpulchnione i trzeba antybiotyk
Jak się zapytałam czy da się bez zaleczyć to prawie oburzona na mnie była... No to mówię by wypisała tą receptę najwyżej jak nie będzie poprawy bo weekend w zapasie to damy. A na razie tatum werde, i płukanki gardła.
Wróciliśmy, szybko posprzątałam. Mama flaków zrobiła to mąż się powinien ucieszyć.
No ale co tam ostatnio pretensje że ja obiadów nie gotuję!!! A co mam gotować jak mama zupkę przyniesie to dla nas 4 starczy, przynajmniej to mam z głowy. A mam gotować obiad i to ma się psuć to też bez sensu. No ale ostatnio mi się dostaje....
Nie wiem czy ja przewrażliwiona jestem czy mąż coraz bardziej złośliwy...
Bo docinki typu: no znowu nie mam co do pracy wziąć (dietetycznego), albo byś coś ugotowała, a jak już coś robię to wraz źle bo nie tak podsmażam.....
A najlepiej wczoraj upiekliśmy babeczki z synkami, bo w weekend mieliśmy do babci jechać... Mąż wpadł po pracy do domu oblukał stół na którym babeczki stały i pretensje że schabowych nie usmażyłam.... No bo jak ja mogłam mieć czas na pieczenie a jemu obiadu nie zrobiłam..... Obiad był w postaci sosu z przedwczoraj, trzeba było tylko odgrzać i jeszcze pomidorowa była.... No ale nie pretensje bo mięcha nie było.....
A dziś są flaki... ale pretensja bo ja obiadu nie zrobiłam!!!!!
Nie wiem czy on specjalnie taki złośliwy czy jak? No i jeszcze od czasu do czasu niby to w formie żartu że sobie inną znajdzie...
To niech sobie szuka. Ja sobie poradzę jakoś!
Koniec tych żali, już mi trochę lepiej
A z optymistycznych rzeczy to dieta jest.
Kończę bo jeszcze mnie mąż przyłapie przed kompem i dopiero będzie, że ja to mam dobrze siedząc w domu. Atak naprawdę to jest moje pierwsze siedzenie i to tylko dlatego że młodszy usnął....
Przyjemnego weekendu