Oficjalny update wagowy w czwartek, ale stanęłam sobie kontrolnie na wagę. Liczb nie podam, ale powiem tylko że nareszcie widać spadek i że zbliżam się do 94 i nie zamierzam się zatrzymywać.
Dieta raczej sumiennie i grzecznie, poza czwartkiem, bo w piątek miałam umówioną wizytę u dentysty który będzie wyrywał mi ósemki. Byłam pewna, że wyrwie je już na tej wizycie, ale okazało się że to tylko wstępna rozmowa a operacja (tak nazwał to lekarz) będzie w ten piątek. Zdecydowałam się na wyrwanie wszystkich na jednej wizycie, zostałam poinformowana o tym jak to będzie wyglądać, czego nie powinnam robić, jakie jest ryzyko i poszłam do domu z sercem na ramieniu i poczuciem ulgi, bo lekarz okazał się uwaga - POLAKIEM. Niesamowite, byłam nastawiona na walkę po angielsku a tu proszę, miłe zaskoczenie. Lekarz złoto, miły, cierpliwy, stwarzał dobrą atmosfere. Ufam, że łeb mi nie odpadnie po tym zabiegu. Wszyscy raczej stawiają na to że zwariowałam, bo dwie to już dużo, a 4 na jednej wizycie to już w ogóle nie jest możliwe ani bezpieczne - przynajmniej wg. mojej mamy. Ale z racji tego że ja nie lubię czekać, a jak ma boleć to uważam że lepiej raz a dobrze niż dwa razy, to call me crazy - robimy to.
W każdym razie wracając do sedna, w czwartek zjadłam pizzę. Przepyszną, kurna, włoską pizze (no prawie, tej którą jadłam we Włoszech jako dziecko nic nie przebije) i nie żałuję. Mieszkamy tu już półtora roku a nigdy jej nie próbowaliśmy mimo że jest dosłownie pod naszym nosem. No to spróbowaliśmy. W sumie za granicą już prawie 3 lata jesteśmy, a jedzenie zamawiane jedliśmy tyle razy, że na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć.
Zdecydowałam się zamieścić wpis, bo oczywiście się odjeba*o.
Tak jak ostatnio wspominałam, nerwy tłuką mnie niemiłosiernie - stres sprawia że włosy z głowy lecą garściami a łeb pęka w szwach. Już od paru dni czułam że tracę nad tym kontrolę, no i wczoraj (teoretycznie pozytwyny dzień, bo o 13 dostaliśmy info że przyznano nam pierwszy kredyt) dostałam ataku nerwicowego. Myślałam, że zejdę z tego świata. Cały dzień bolała mnie okrutnie głowa, w pewnym momencie to już myślałam że z tego bólu stracę przytomność, a wieczorem gdy mała zasnęła zaczęłam czuć ucisk w klatce piersiowej,pojawiły się też duszności, kołatanie serca i zaburzenia wzroku. Natychmiast napisałam do męża, żeby sprawdzał co jakiś czas czy wszystko u nas okej bo ze mną jest raczej ch*jowo a martwię się żeby Młoda sama nie została jeśli coś by się wydarzyło złego. Położyłam się i tak leżałam bez ruchu próbując się uspokoić.
Po jakimś czasie na szczęście serducho się uspokoiło, oddech też, no i wyczerpana próbowałam zasnąć.
Oczywiście akurat dziś moje dziecko uznało że pora nabyć nową umiejętność i obudziła się przed 4. Do 5:30 tuliłam, głaskałam, śpiewałam licząc że jeszcze zaśnie. Nic bardziej mylnego. Wreszcie obudziłam męża, byłam stanowczo zbyt wykończona poprzednim dniem żeby przeżyć ten dzień nie śpiąc od połowy nocy. Pospałam do 7:30 i wstałam. Nadal czułam się kiepskawo, miałam wrażenie że będzie powtórka z rozrywki ale na szczęście jest już 20:18 a prócz rannych epizodów i lekkiego bólu głowy dziś wszystko było w miarę okej. A Młoda zaczęła biegać.
Przed nami jeszcze (mam nadzieję) max tydzień czekania na odpowiedź z drugiego banku, więc może ten emocjonalny kołowrotek wreszcie się zamknie i odetchnę z ulgą. Chociaż wtedy przyjdzie czas na stresy związane z nowym domem, szkołą i powrotem do pracy.
Ratunku.
W tym tygodniu nie ma mojej lekarki, ale w przyszłym stanowczo się do niej zgłoszę i opowiem o całym epizodzie. Jak trzeba, to bedę jechać na lekach albo pójdę na terapię, ale serio, koniec tych nerwów bo mam małe dziecko a czuję że się wykończę.
Z kolejnych fajnych rzeczy - odnalazłam serialową nić porozumienia z mężem i oglądamy razem wiedźmina. Zawsze byłam nastawiona do książki źle, nie zdołałam przebrnąć przez styl w jakim jest pisana, ale serial sprawił że zmieniłam zdanie i spróbuję jeszcze raz.
Uciekam gnić w łóżku i popijać kolejną (przedostatnią) butelkę wody.
Życzcie mi zdrowia i powodzenia, bo jak widać i jednego i drugiego ostatnimi czasy mi brak.
Laura2014
1 sierpnia 2023, 21:58Kochana musisz się oszczędzać. Pamiętaj o odpczynku po długim i mocnyn stresie, bo póki działa stres to wydziela się adrenalina, która trzyma organizm w ryzach i gotowości, a jak ona spada często jest właśnie takie wykończenie jak miałaś. Po stresie zawsze się regeneruj. Pilnuj się. Jestem z tobą. Dobranoc Śpij dobrze.
Perverse
2 sierpnia 2023, 20:04:* Dziękuje!