Podsumowanie ostatnich dwóch tygodni. Kalorycznie próbowałam dobijać do 1700 kcal (tylko dlatego, że złapałam się na jedzeniu około 1000 wcześniej - na tak zwanej "MŻ", swoją drogę muszę to kiedyś opisać- więc nie chciałam skoczyć w górę od razu, docelowo idę do 2000kcal pod warunkiem, że waga będzie dalej spadać), piłam ponad 2 litry wody dziennie, ćwiczyłam 6 razy w tygodniu po około 50-60 minut, czasem mniej, jeden dzień zostawiałam na regenerację. Największym problemem było dodawanie odpowiedniej ilości warzyw do posiłków, zawsze miałam z tym kłopot, ale udało się. Jest postęp z warzywkami. Omijałam szerokim łukiem słodkości (chociaż trzy czy cztery razy zjadłam loda/małego cukierka), alkohol (lampka wina zdarzyła się 3 razy), fast-foody i inne niezdrowe rzeczy. Piję więcej zielonej herbaty, którą zresztą przestałam słodzić - dodaję tylko sok z cytryny, a jak bardzo mam ochotę wypić na słodko, to miód. Nauczyłam się wstawać wcześniej nawet w dni wolne.
Nad czym ciągle pracuję? Najbardziej nad jedzeniem regularnych posiłków - praca często mi na to nie pozwala, więc odstępy często się różnią. Muszę zapanować bardziej nad słodkościami, bo pracując z jedzeniem, w które wlicza się też cukiernia i są zawsze "próbki" do spróbowania bardzo ciężko jest się oprzeć. Na szczęście nie zdarzyło się lawinowe wcinanie wszystkiego :P Ograniczenie palenia i docelowo całkowite rzucenie.
Co prawda miałam zważyć się dopiero w weekend, ale już dzisiaj nie wytrzymałam i wdrapałam się na szklaną.. Efekty poniżej:
Waga: -1.7 kg / Stracone cm: Biust -3, Talia -2, Biodra -1 / Cm na plus: Udko, bicek i łydka +1 (możliwe, że opuchnięte, bo zmierzyłam po ćwiczeniach).
Po piersiach nie było widać zmian (luby też nie zauważył :P), a zazwyczaj wyczuwalnie gołą dłonią leciały pierwsze, więc się ucieszyłam, że może jednak nie spadły, a tu klops... Jak zwykle pierwsze lecą najbardziej.
Zdrowe odżywianie ma jednak nie tylko pozytywny wpływ na moją wagę, ale na coś, na czym o wiele bardziej mi zależało. Samopoczucie!! Zanim zaczęłam czułam się naprawdę podle.. Miałam dni, kiedy nie mogłam zwlec się z łóżka, czułam się całymi dniami zmęczona, wieczne bóle głowy, strzelanie kości, no mnóstwo negatywów. Nawet nastrój i humor marne. Wszystko się poprawiło. Czuję się o wiele lepiej zarówno fizycznie jak i psychicznie. Poprawiła mi się cera, wory pod oczami zdecydowanie zmalały. Znalazłam nowe zajęcie na zabicie czasu - a miałam go zbyt dużo niespożytkowanego.. Brzuch zrobił się zdecydowanie bardziej płaski, już nie czuję się takim flakiem jak wcześniej, co jest naprawdę dużym motywatorem. Mięśnie na udach też się pojawiły, a ja je tak lubię (zaczęłam ćwiczyć 2-3 dni w tygodniu jakiś miesiąc wcześniej, ale nie potrafiłam zabrać się za dietę).
Zaczęłam dużo czytać, doszkalać się, zauważać dawne błędy i planuję po powrocie z wakacji zapisać się na siłownię. Kolejny plan, to zmiana rozkładów makro na 30-30-40, bo póki co oswajam się z liczeniem kalorii i trafianiem w bilans, więc to lata jak sobie chce. No i chyba tyle jak na razie.. Trzymajcie kciuki!
jemenka
10 lipca 2015, 14:28piękny spadek i super założenia! :) Trzymam kciuki! :)