Wczoraj moja córka została u dziadków na wsi, ja wróciłam do siebie, popracować.
Nie miałam wiele pracy, ale też nie chciałam zostawać kolejna noc u rodziców.
pogadalam sobie z siostrą i wyraziła zaniepokojenie, że w większości jeśli już się z kimś teraz spotykam to właśnie z rodzicami.
No cóż, nie jestem teraz zbyt towarzyska, po rozstaniu, trochę mi to uwiera a trochę pasuje. Lubię swoje towarzystwo a do rodziców jadę, bo też i córka lubi czas u nich.
Nie mam bliskich koleżanek poza pracą, tak żeby zadzwonić i się spotkać kiedy najdzie ochota. Mam za to 3 siostry i kontakt z nimi, one są moimi przyjaciółmi i te rozmowy zaspokajają moją potrzebę wygadania się... Ale wszystkie 3 mieszkają w innych miastach, nie widujemy się często.
i trzecia rzecz - skończyły się zaproszenia... Ja muszę mieć czas, żeby się przed kimś otworzyć i mieć luz w rozmowie, a i nie piję drineczka/piwka jak Panowie/szwagrowie/wujkowie przy okazji spotkania. Toteż w dużej mierze byłam kierowcą byłego. Przy zaproszeniach zawsze padało pytanie o niego, coś w stylu weź go ze sobą (nie mieszkaliśmy razem)
I tak to trwa już szósty miesiąc
myślę sobie, że w weekend pojeżdżę tym rowerem jak córka pójdzie na spotkanie ze swoim tatą. wyjdę z tej swojej norki.