Nowy rok powitałam w gronie znajomych pięciu par i ja jedna :/ Było fatalnie, bo jak można się czuć wśród uścisków, pocałunków, tańców szczęśliwych par...? Kilka minut przed 24 wyszliśmy na podwórko, ludzie puszczali już petardy, patrzyłam na nie i płakałam, myślałam "Gdzieś pod tym niebem jest mój P. i też je ogląda"... Wybiła północ a ja z łzami w oczach zobaczyłam jak każdy się obściskuje, mi życzyli nowej miłości... Cholera jasna! Nie cierpię gadek na temat o to odrazu wyciska łzy! Siostra mnie przytuliła, jej chłopak mówił co myśli o P., dziewczyna brata też się przejmowała mną... Jakoś oie isę spiknęłyśmy na tej domówce, ona tak jak i ja mało wypiła, nie tańczyła, rozmawiałyśmy sobie...
Do domu wróciłam o 1:30 a już o 4:00 żegnaliśmy całą rodziną mamę, która na 3 miesiące wyjechała do Włoch...
P. napisał 12 minut po północy "Szczęśliwego Nowego Roku". Był jako kierowca, na imprezie kumpla, przez którego się poznaliśmy... Brakowało mi Go bardzo, święta i Sylwester minęły mi bez Niego...
Nowy Rok, Nowe Szanse, będzie lepiej, będę szczupła, seksowną laską, szczęśliwą w pełnym miłości związku.... :D
Moje noworoczne postanowienie:
"W 2010 roku schudnę do 68kg, a najlepiej już do Wielkanocy, czyli powrotu mamy"