No cóż, trudno mieć dietę, kiedy na korytarzu szkolnym stoi automat z batonami... Ku uciesze portfela, uciekłam szybko z pola widzenia maszyny grzechu zanim mnie ku sobie ostatecznie uwiodła.
Ustanowiłam sobie jedną niedozwoloną rzecz tygodniowo. Myślę, że to nie zaszkodzi, a umili tydzień wyrzeczeń.
Myślę, że będę musiała zlikwidować z mojej diety serek wiejski - wzdęcia nie dają mi żyć. Zastąpię go dodatkowym jogurtem albo czymś w tym stylu.
Dzień jak co dzień; muesli z jogurtem, jogurt z muesli, serek i kurczaczek.
Wczoraj nakupiłam sobie ryb w puszkach (niestety moja kochana rodzinka okazała mi wielkie wsparcie i już się do nich dobrała) na kolacje czy coś ;)
Jednak po tych trzech dniach czuję się lepiej - jakoś tak lżej i czyściej. Nie czuję presji i męki. Lubię sałateczki i nabiał, więc pasuje mi takie odżywianie się. No, pomijając patrzenie na kolegów z serowymi bułkami. Ehh.
Motywacji do ćwiczeń BRAK. Muszę gdzieś jej poszukać. Zaczyna się sezon rowerowy, to na pewno pomoże. Nareszcie będę mogła wydostać się z mojej wioski do cywilizacji i przy okazji coś zrzucić :D
SkinnyLove
16 maja 2012, 21:54Te serki wiejskie to nie są zbyt przyjazne, wiem to po sobie. grunt ze nie dałaś się uwieść :) xd tak 3maj!
annonymous
16 maja 2012, 21:51No tak standardowy automat, sklepik i bufet, jak w kazdej szkole ;/ najgorszy wróg odchudzających się nastolatek. Ale nie damy sie mu :d powodzenia w diecie pozdrawiam ;)
paauulinaa
16 maja 2012, 21:461 niedozwolona rzecz to dobry pomysł :D Tylko nie oszukuj siebie, jak ja to robiłam, że 1 rzecz tygodniowo zamieniałam na 1 rzecz na 2 dni :D