Dziewczynki,
Sprawa wygląda następująco:
Jestem spasionym małym (dużym) wieprzkiem - chrum, chrum - z mało eleganckim cellulitem ozdabiającym moje mało powalające kabaczki. Mam niedorozwój cycuszków, ogromną pupę al 'a Kim Kardasian + J Lo x 3 do kwadratu i ogólnie jestem passé!
Moja waga zawsze wahała się w okolicach 62-63 kg, oczywiście nigdy nie czułam się super atrakcyjna! Ba nie czułam się nawet atrakcyjna... ani ładna o zgrozo! Jednak Im jestem starsza tym bardziej dostrzegam potencjał w sobie, zaczynam siebie lubić. Przypuszczam, że magia tkwi w moim Mężczyźnie, który kocha i akceptuje mnie taką jaka jestem.
Od ponad dwóch lat pracuję w biurze, przez co rozumie się- monotonia, papierki, faktury i siedzenie na tyłku przynajmniej 8 h dziennie. Chciałabym całe honory swojej sukcesywnie rosnącej wagi oddać tej właśnie pracy, jednak muszę przyznać, że leniwa suczka ze mnie, dlatego honory dziele 50/50, w równym stopniu przyczyniłam się do osiągniecia apogeum mojej wagi tj. 70 kg.
Szok, niedowierzanie, załamanie, smutek, żal - te uczucia ogarnęły mnie w jednej sekundzie gdy tylko zobaczyłam te dwie niewinne cyfry - 7 0 - spoglądające na mnie spod ciężaru mojego ciała. (Czemu ja tam wlazłam?)
Po podniesieniu mojej dumy, która runęła w dół niczym kolejka górska - postanowiłam:
*fanfary*
z 7 zrobić 6 !
Oto plan na najbliższe pół roku:
Zgubić na wadzę, ujędrnić ciało, a przede wszystkim pokochać siebie <3
cmok, cmok! na niedziele
Gabrielkaa
11 kwietnia 2014, 19:53Będzie dobrze :D ja też muszę zacząć akceptować siebie.. :)
winter_beats
5 kwietnia 2014, 16:40dziękuję, że podoba Ci się mój pamiętnik :) ostatnie zdanie oddaje cele, jakie każda z nas powinna tu mieć na uwadze, ze szczególnym uwzględnieniem pokochania siebie :)