Niedzielne śniadanie jedzone w kuchni w pełnym słońcu. W towarzystwie psicy pod stołem i kocicy na stole. Obie pragną skosztować mojej wiejskiej jajecznicy. Ale nic z tego! Jajecznica jest tylko z jednego jaja, smażona na kropli mleka. Nie ma sie czym dzielić. Do tego wielki pomidor, w którym czuje sie już kwaśność pożegnania... Szczypiorek. Cienki wafel ryżowy prawie bez omasty. Kawa z rzadkim mlekiem. Razem z rytuałem przyjmowania leków (psica i ja) przygotowywałam to prawie kwadrans. Zjadłam w dwie minuty. W ustach mam jeszcze smak, ale w brzuchu już czuję pustość ...
Aby do jedenastej! Do drugiego śniadania!