Przypomniał mi się jeden z odcinków filmu o pszczółce Mai, po dzisiejszym spotkaniu poznanego osiem lat temu, wtedy świeżego emeryta pułkownika z brzuszkiem i nadwagą, który przeszedł na spacerologię i nałóg pływania. Ten odcinek filmu animowanego przedstawia narodziny, przygotowania do realizacji i zaistnienie oraz przebieg, a także zakończenie zawodów skoków wzwyż mieszkańców doliny... Po ekscytacjach czołówka zwycięzców przeszła w samouwielbienie, a Filip konik polny zdobywający I miejsce otarciem się o poprzeczkę najwyżej umieszczoną wprost dostaje wody sodowej, ale na rozgrzaną głowę Fiipa i rozgrzane głowy czołówki skoczków wylewa lodowaty kubeł wody, anonimowy dla doliny Mai kuzyn Filipa, który porusza się skacząc za każdym razem na wysokość prawie dwa razy większą niż wysokość umieszczenia poprzeczki, którą przeskoczył Filip ocierając się i budząc podziw u czołówki skoczków, u pozostałych zawodników i u mieszkańców doliny Mai. Kuzyn Filipa przeskakuje jak gdyby nic skocznię, nie gubiąc rytmu przeskakuje skocznię mówiąc: ,,Cześć! Filip '' i jak niby nic w swoim rytmie skacząc się oddala się od doliny mistyfikacji. ((( Sprzed ośmiu lat, sprzed spacerologii i pływanologii, (bez pamiętnikarskiego ''przeżywania jak Hitler wojnę'') z pułkownika z brzuszkiem i nadwagą pozostał tylko głos, i skóra i kości, i ocalone zdrowie... i zaszczepione umiłowanie spaceru i pływania.
Jak tylko spadnę poniżej 117,60 kg to odnotuję w tym vitalijkowym pamiętniku. Intuicjnie -minimum tydzień...