Od 3 lat mój mąż wychodził z psami . Ja oszczędzałam nogi. Oczywiście , czasami zdarzało mi się wyjść od wielkiego hallo , ale to naprawdę rzadko. A jak jechałam na wakacje to pies, który był ze mna po prostu biegał luzem. Bo mój pittbul się rzuca na psy i wyprowadzanie to nie kwestia chodzenia tylko kwestia szarpnięcia, kiedy Arni wystartuje , jak zauważy wcześniej niz ja, jakiegoś psa .
A tu proszę bardzo , życie po raz kolejny udawadnia ,że możemy dwa razy więcej niż nam się zdaje.
Mój Skarb leży od wtorku popołudnia z wypadniętym dyskiem . Synus wyszedł jeszcze wczoraj rano z psami i .......................pojechał do pracy. No, a trudno by było wymagać , żeby dojeżdżał 3 razy dziennie 50 km w jedna stronę , tylko po to żeby wyjść z psami.
No i zmusiło mnie . w południe raz , w wieczór drugi. Tak mnie to ...................no brak określenia co sie ze mna działo . Że wieczorem ............po 23 walnęłam sobie 2 kotlety panierowane z Żółtego sera z zapieczonym lekko na wierzchu resztą jajka. Do tego 2 kromki chleba.
Z ciężkim żoładkiem i ciężkimi wyrzutami sumienia - poszłam spać.
Rano, odwaliłam numer mojemu Skarbowi pt.
Jesteś hipochondrykiem , histerykiem , a wogóle to spróbuj w końcu się ruszać.
Mój Skarb , popatrzył i zapytał , ................a co wkurza Cię wychodzenie z psami????????????
No skręciło mnie , zaczłam....mówiąc delikatnie...............owijać w bawełnę.
I żeby wyjśc na swoje, rzuciłam na szalę swoje doświadczenie w walce z bólem. Szantaż ????
I samej mi się głupio zrobiło.
Bardzo głupio , tym bardziej , że zobaczyłam jak przykro jest mojemu mężowi.
Pogubiłam się . Nie wiem czy to strach i bezradnośc czy po prostu zwykły egoizm w którym trwam już lata całe. Ano tak . Trwam i uprawiam szantaż emocjonalny , manuplacje bliskimi i takie tam podobne .............
Poryczałam się , jak dotarło do mnie , jak wiele złych rzeczy robiłam , kierowana egoizmem.
Lata całe powiewam przed nosem moim bliskim , jak sztandarem następującymi rzeczami :
- że sie poświęcam bo wytrwałam przy mężu alkoholiku - no , ale nie pije juz od kilkunastu lat i to przedewszystkim jego własna zasługa
-bo wytrzymałam z wredną teściową -- kurde , ale jej juz nie ma
- Bo daję radę z chodzeniem, mimo że lekarze mówią , że powinnam na wzżku ---- ale to na własne zyczenie sobie zafundowałam i żadna zasłucha ,że chodzę.
- bo jestem gruba i nie mogę schudnąć ................no to już przesada, mogę tylko opieram sie temu z całych sił. Nie chudnę bo mi się n ie chce troche wysilić
- itd itd. itd.
Wyłazi to ze mnie wszystki porami.
A jeszcze całe życie zabawiałam się w akcyjność.
A jak trzeba konsekwentnie i nudnie, to mnie aż podnosi. Rzucam w kat kupę zaczętych fajnych spraw .Często patrzę , jak ktoś inny korzysta z tego co ja zaczęłam i nie sfinalizowałam Z czystego lenistwa i niechęci do systematycznego wysiłku
Nie wiem ,czy na palcach jednej ręki policzę rzeczy , które zaczęłam i skończyłam .........sama.
Ale i tak to wszystko co napisałam schodzi na drugi plan po tym jak weszłam na wagę i ..................znowu do góry. TAk się bujam między 145 a 146 kg przez te 4 dni.
I miałam 2 wpadki.
No dobra . Koniec z usprawiedliwianiem.
Zacznę od jutra znowu wszystko pisać co jem. I liczyc kalorie . No i cały ruch , czyli spalanie.
Bo te parę dni pokazały mi bardzo wyraźnie parę rzeczy i nie ma tu miejsca na spychanie w kąt.
po pierwsze - mam liczyć tylko na siebie i Skarba. Dzieci i rodzina , owszem pomogą , ale każdy ma swoje życie.
Po drugie - największą wartością jest zdrowie i sprawnośc fizyczna. Jak to jest , to dopiero wtedy inne wartości nabierają właściwego znaczenia.
Po trzecie - Moja najgorszą wadą jest mój egoizm. Jest to powód strachu , lenistwa , ranienia innych w ramach źle pojętej ochrony "własnych interesów" !!!!!
Nie prawda.
Moją najgorszą wadą jest ciągłe usprawiedliwianie samej siebie
beacia41
9 stycznia 2010, 16:51jakbym siebie słyszała......Też mi trudno uwierzyć ze innym wychodzi nie dla tego że są lepsi ale że po prostu konsekwentnie dazą do wyznaczonego celu. A ja... ja osłaniam swoje lenistwo hasłem ...."- bo pracuje i jeszcze muszę zajmowac sie domem...." A przeciez inni znajduja czas na znajomych, wyjazdy, zabawy, dodatkowe kursy, dodatkowe prace i też maja domy i rodziny i z wszystkim dają radę i to z usmiechem i chęcią do życia. A mnie sie nie chce nawet do parku na spacer wyjsc "bo przeciez tyle pracy w domu czeka" Ale zmienimy to !!! musimy !!! bo rzeczywiscie to tylko ty i ja same możemy zmienic nie tylko nasze ciała ale i nasze dosc porabane widzenie samych siebie :)
momo1979
9 stycznia 2010, 10:44Ja też nienawidziłam żadnej formy ruchu - moim ulubionym ćwiczeniem było siedzenie w fotelu i przełączanie kanałów tv ... Ale to kwestia nastawienia psychicznego. Spróbuj o swoim mężu pomyśleć ciepło i "metafizycznie' zamienić się miejscami - pomyśl jak on by zareagował jak Ty byś leżałam chora .... I od razu będzie Ci łatwiej wyjść z psiurami na spacer mimo lenistwa ( znam to z autopsji)