Żeby coś zmienić w swoim życiu , trzeba po prostu coś zmienić, i to jest najtrudniejsze,
Mimo ,że zawsze powtarzam, że szybko się adaptuję , to jak się okazuje , a i owszem, ale do narzuconych odgórnie zmian.
Ale jak mam sama coś zmienić , to ..............kurde..............prawie utopia.
Zero adaptacji, dobrej woli. Rękami i nogami moje wredne ego broni się przed najmniejszym odstępstewem od schematu.
A schemat , proszę bardzo. Moze jak napiszę , to w końcu dotrze do mnie co wyrabiam.
Rano wstaje 5 - 6 i czołgam się do łazienki , i nie w celu ablucji , o nie . Korzystam z czego trza i czołgam sie do kuchni , gdzie rozlewam sie na stołku.
w tym czasie moja kotka - Makaron molestuje mnie o jedzonko , robiąc w tym celu poranną gimnastyke na stole , albo włażąc mi na ramie i mrucząc do ucha.
No to w końcu daję jej jeść i przy okazji nastawiam czajnik.
No i jeszcze ( jak już wstałam ze stołka) przesnuwam się do pokoju i odpalam kompa.
Jak docieram z powrotem do kuchni to odruchowo poprawiam porządek - jakiś zapomniany gar z kolacji , niedopatrzony kruszek z kromki.
No i robie kawę i sniadanko.
Łykam tabletki i czołgam sie do kompa , gdzie zamieram na godzinę lub 2.
Robie różne rzeczy na kompie nie tylko rozrywka mnie tam gna. więc sama się przed sobą usprawiedliwiam, że siedzę taka rozmmamłana.
Potem wstaje Skarb, pędzi do łazienki i potem z psami. No to musze ruszyć odwłok z przed kompa i dać psom jeść no i Skarbowi.
Pracy póki co nie mam , to jak on pędzi do pracy to ja znowu zastygam przed ekranem.
Dobrze po 9 przesnuwam sie do łazienki i potem jakoś tak dziwnie się dzieje ,że już jest 12 i muszę obiad. Potem znowu nagle jest 14 i ja pedzę po zakupy.
Potem Skarb znowu do zajęć a ja rozlewam się przed kompem bo jestem straszzzzzzzzznie zmęczona, I tak mi zostaje aż do kolacji. A potem ide spać.No i tak w między czasie wypalam tony papierosów
Matko Boska, przeczytałam to co napisałam , poprawiając literówki.
To jakis horror. JAk mozna tak żyć. To nawet nie wegetacja. To jakieś trwanie w oczekiwaniu .......na co.............?????? ...................na Godota
Kiedys oglądałąm taki teatr w tv ..............stara kobieta wysiaduje.
Kurde , to tak jak ja. I nawet nie pociesza mnie myśl , że jak się sezon zacznie to sie wszystko zmieni., bo przecież sezon sie konczy i co, znowu to samo.
To bez sensu.
W horoskopie mam napisane ,że czekają mnie zmiany , radykalne.
No to może należy pomóc losowi. i zacząć zmieniać utarte schematy.
Tak mi się wydaje ,że cos drgmęło. Bo zaczęłam od tego ,że pokłóciłam sie z moim psem rano. oberwał ścierą i śmiał sie odwrócic i warknąć . No to potem , przed zabiciem go powstrzymała mnie tylko zakodowana zasada , że posłanie psa to jego azyl. Tak sie trząsł ,że nawet jak Skarb go zawołał na spacer to nie drgnął , dopiero jak warknęłam , idź . to sie ruszył.
Żeby nie było niedomówień to nie jest malećstwo tylko wypasiony pittbull.
Chyba mu odrobine za ardzo popuściłam ostatnio.
Mój drugi pies jest tak ułozony ,że wystarczy ,ze spojrzę a juz wie o co chodzi. A też nie świety , ma bardziej wredny charakter niz mozna by pomyśleć o owczarku.
No jak juz zaczęłam porzadki ze zwierzakami , to teraz moja kolej. Oooooooooooooo rozpisałam się . Koniec na dzisiaj . do zmieniania schematów .marsz.
barbara.nowowiejska
7 marca 2009, 15:22Dziewczyno! Nie pękaj! Wieczorem zaplanuj sobie na kartce co chciałabyś zrobić następnego dnia, a potem odhaczj, co zrobiłaś. To naprawdę pomaga i czas nie przecieka tak przez palce. Trzymam kciuki!
Hejho
7 marca 2009, 11:41już zrobiłas taka analize..to pierszy krok za Tobą...teraz pora na zmiany...silna jestes