Aldonka - Sezamek ma chyba jakies problemy rodzinne i pracuje od paru miesiecy. Więc chyba nie ma czasu . W końcu do niej zadzwonię.
Z tym piciem to było tak.
Nie piłam całymi latami bo mąż pił i nie chciałam zaczepki. Najwyżej jak wyjeżdżałam sędziować - sama - to piwa sie napiłam po konkursach . bo też jako sędzia musiałam być w pionie.
Jak mnie te nogi zaczęły tak boleć w listopadzie , to mąż juz nie pił parenaście lat a ja pozwalałam sobie czasem na drinka na jakiś imieninach czy urodzinach , bo sie już nie bałam.
I jak mnie te nogi tak zaczęły boleć ,że siedziałam wieczorami w kuchni i wyłam w ścierkę ,żeby Skarb nie słyszał , No i zaczęłam żreć środki przeciw bólowe. Jak miałam zmieniac opatrunki to prawie umierałam. Potem się dowiedziałam ,że takie rzeczy to robi sie w przychodni albo w szpitalu i pod działaniem silnego środka przeciwbólowego . W tak zwanym między czasie uczuliłam się na prawie wszystkie prochy co je tak żarłam garściami.
Więc jak już sięgnęłam w okolicach stycznia dna - ból mnie prawie odmóżdżył , to po prostu zaczęłam pić . wygladało to w ten sposób , że przychodziłam z pracy a po drodze kupowałam wisniówke 200 - 300 czasem pół litra. Wchodziłam do domu odkręcałam korek i piłam na "rurę" po trochu , tylko żeby się znieczulić , No a wieczorem to juz nawet nie wyłam z bólu . Potem rano praca na katzu - rano jechałam samochodem często jeszcze na "fali " Katz odpuszczał koło 13 a potem koniec pracy i od nowa.
Po tygodniu takiej jazdy trafiłam na internecie na opatrunki żelowe. Pojechałam prosto z pracy do apteki , ale okazało się ,że trzeba zamówić.
A wóda przestawała działać. Już nie o 13 a o 10 zaczynała się walka z " gwoździami wbijanymi w żywe mięsko" tak to czułam. Gdzieś po 11 dniach picia zaczęło mi świtać , że nie ma to sensu , a jak dostałam opatrunki z hydro żelu to ulga była tak olbrzymia , że przetrzeźwiałam i przestałam pić. Oczywiście bolało dalej jak jasna cholera , ale dało sie już z tym myśleć. no i poradziłam sobie .
Z tamtego czasu została mi ta wisnióweczka ale te 200 g czasem mniej to teraz po prostu drobna przyjemność raz na jakiś czas. W końcu alkohol też dla ludzi.
A częściej nie moge , bo o ile mąż zrozumiał tamto styczniowe szaleństwo , o tyle może nie rozumiec jak bym się teraz pogrążyła w podpijaniu. A uruchomić u alkoholika powrót do nałogu to prosta i szybka rzecz. No i to było jeśłi chodzi o wódeczke.
A nie - jeszcze jedno . Zaczęłam robić naleweczki , z wiśni , z malin , z orzecha. Takie co to muszą rok leżakować , w ilościach ........0.5 do 1litra , bo spirytus bardzoooooooooooo drogi jest. Na pierwszą muszę czekać jeszcze 8 miesięcy. Już zrobiona . przelana . Leżakuje. W sumie mam już 1,5 litra nalewek. Jeszcze chcę zrobić w tum roku nalewke z derenia i z głogu , ale to po pierwszych przymrozkach. No
A teraz żołądek.
Nie operacji jednak nie zrobie . Poczytałam sobie , a mam też koleżanke po czymś takim - mało nie zeszła. Ja śmiertelnie boję sie operacji i narkozy.
Dam radę bo muszę.
No i raport z jedzonka.
O 12.40 wagowo to 400 g ale.........pół główki sałaty , 150 g gotowanego indyka, 1 pomidor i łyżka majonezu. No i herbata.
poprawiłam łyżką kaszy gryczanej i 2 łyżkami jogurtu a już mi sie o tym zapomiało kurde. Aż mnie skręcało ale napisałam ------------no
azi74
11 września 2011, 14:33Ja zrbiłam nalewkę z aronii , ale ciekawa jestem tej cytrynówki Aldony .Nie mam jej w znajomych , a,że ma zablokowany pamiętnik to poszperam w necie za przepisem :)
alldonka
11 września 2011, 14:12Jak możesz to powiedz mi co konkretnie z tymi Twoimi nogami ? Co do nalewek to i ja robię :) zaczęłłam w 2005 roku i nawet mam jeszcze jedną z tamtego roku .. ile wszystkich to nie wiem ? za te 7 lat to ciut sie uzbierało ha :) W zeszłym tygodniu nastawiłam cytrynówkę ..jak by co to przepis podrzucić mogę ;)