Bo się przeżarłam. I wszystko zostało w brzuchu jeszcze. Awrrr.. Ale się odłoży. Wiem to. Czuję w kościach.. a może gdzie indziej..?
Enyłej - podliczyłam sobie.. że jak Bóg pozwoli i wszystko pójdzie zgodnie z planem to L. przybędzie z powrotem za pół roku, a wtedy już zostanie.
Pół roku to sześć miesięcy.
Maksymalne tempo chudnięcia to kilo na tydzień.
Czyli powieeeeeedzmy, że 5 kilo na miesiąc jest okej.
Moim marzeniem jest 65.
Czyli, że jakbym pracowała tak na poważnie, tak że zupełnie i w ogóle..
Jest to kurde możliwe zanim L. przyjedzie :D:D:D:D
No to co, no to co? Próbować?
Co myślicie?
Czy jak wezmę się rzucę znowu na takie dupne wyzwanie to znowu będzie gorzej?
Kurde kurde nie wiem noooooooooo... :D
A tak jeszcze jak jest teraz - wczoraj lipa, dzisiaj minimum minimalne na brzuszek, ale jeszcze się zaraz zajmę ramionami, znalazłam odpowiedniki hantelków - obaczym co z tego wyniknie :D
Ciezkimotyl
23 września 2014, 16:58Dasz radę na pewno :)
Onigiri
23 września 2014, 17:46Oby! Dzięki ;)
Midwife
23 września 2014, 15:30Pewnie że próbować kochana ! Jego mina jak Cię zobaczy będzie bezcenna. Do roboty, spinamy poślady ! :*
Onigiri
23 września 2014, 15:38No, jakby mi sie zupełnie udało to będzie tak połowicznie zadowolony, podejrzewam znając jego gust, że najbardziej by mu się spodobało jakieś ok 75, ale.. No 65 to moje marzenie :D
Midwife
23 września 2014, 15:55to jedz z koksem zrób to dla niego ale przede wszystkim dla siebie :D