Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
112 - 107.0 Ja, post ścisły i wynurzenia religijne
:P


Dobra, jak widać, nie tak źle. Więcej nie jest (na razie). Ale nie ćwiczyłam. Poszłam w kimę (też dobrze).

Kiepsko sobie radzę z postem ścisłym.
W zeszłym roku odkryłam, że nawet lepiej mi wychodzi niejedzenie niczego przez całą dobę niż jednego posiłku do syta i dwóch lekkich.
W tym roku odkrywam moc capuccino, bawarek itd, ktore to przeciez posilkami nie chca, a swietnie wspomagaja posilki lekkie - bo to w nich zawsze lezal problem.
Jak jesc nie do syta?
Jak nie do syta to potem jest gorzej niż jakbym nic nie jadła!
Nauczyłam się nie przeżerać, ale jak już jem to po to, żeby mi to starczyło na parę godzin. A jak ma starczyć jak nie do syta?

Ja wiem, że to o umartwianie się chodzi. Rozumiem, akceptuję, nawet jestem za. Co nie znaczy, że potrafię :P
Dotąd opcje były takie, że albo właśnie nie jadłam nic. Albo w takie dni wypadał mi kryzys duchowy (jakoś często mi coś kurka szwankowało przed świętami, jak dobrze, że nie tym razem), więc nie do końca się to liczyło dla mnie :P
Rok 2013 nauczył mnie odróżniać głód psychiczny od fizycznego, dlatego teraz wiem kiedy się najadam i wiem jaki posiłek będzie dla mnie lekki (yay). A to co piję pomaga przetrwać.

Jeny. Wielki Post. Nie wiem czy kiedykolwiek się cieszyłam na ten okres w roku. Zawsze to była dla mnie miazga. Po co się umartwiać? Po co analizować, roztrząsać i celebrować śmierć i mękę Chrystusa, skoro zmartwychwstał? No po co? Potem przyszło zrozumienie po co. Ale ze zrozumieniem nie nadeszły chęci. Nie od razu. Za to tym razem jestem gotowa się z tym zmierzyć. Im pełniejszy udział w męce tym pełniejszy udział w zmartwychwstaniu. Logiczne, nie? Bo tak jest ze wszystkim. Większy wysiłek - większa satysfakcja. Większe zaangażowanie - większa radość. Większa walka - większy udział w chwale.
Dlatego podobnie z męką i śmiercią. Nabiera to logiki kiedy przestajesz być obserwatorem i zaczynasz brać udział.

Takie rzeczy niby są oczywiste, a ja zawsze do tego dochodzę latami. Co ze mną nie tak? :D
  • ambus

    ambus

    5 marca 2014, 20:47

    O kurna to Ty jesteś uzależniona od wagi. Dobrze, że Cię to jakoś nie zniechęca. Bo mnie to by bardzo demotywowało. Raz w tygodniu mi wystarcza. No właśnie nie z głowy, bo jak jestem wkurzona albo mam jakieś większe stresy to też lubię puścić dymka. Tak mi po studiach zostało;/ Wszystko z Tobą tak;D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.