Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
098 - Nowa motywacja. Stop prokrastynacji.


Jakiś czas temu, kiedy Agata wrzuciła foty z twarzą z przed i po utracie kilogramów byłam w szoku. Rozmyślałam. Przyszło mi do głowy, że to możliwe, że ja też mogę być laską. Zaczęłam sobie wyobrażać jak mogę wyglądać po schudnięciu.

Od wczoraj zaczęłam myśleć realnie - jak to zrobić? Jak to zrobić szybciej? Ile to jej zajęło? I wróciłam do tego posta z fotami i przeczytałam - 8 miesięcy. Łał.
Ale uwaga, cytuję: "LECZ taki efekt uzyskałam w 8 miesięcy jedynie dlatego że każdy dzień pod względem diety był idealny."
No i wtedy do mnie dotarło.

Jasne, że jak coś nie wyjdzie to zbierasz dupsko i lecisz dalej. Ale to nie z upadków bierze się sukces. Bierze się z pracy, z wytrwałości i konsekwencji.
Co więcej - nie tylko w odchudzaniu.

I teraz widzę jak na dłoni mój problem. Bo nie leży on w odchudzaniu. Leży w moim podejściu do życia, do siebie, do pracy, do wysiłku. Jestem typem, który całe życie unikał najmniejszego wysiłku. Zawsze robiłam tylko to, co było przyjemne. Więc jeśli w danym czasie nauka sprawiała mi przyjemność - miałam dobre oceny. Jeżeli nie - nie uczyłam się wcale. Jeżeli danego dnia sprzątanie sprawia mi przyjemność - mieszkam jak człowiek. Jeżeli nie - mieszkam w syfie, gdzie wszystko wala się wszędzie, jest brudno i wstyd kogokolwiek zaprosić.

Wyobraźcie sobie, że podczas całego mojego życia, pierwszy raz satysfakcję z wysiłku poczułam w zeszłym roku. Straszne, co?

Dlatego czasem zawalam dietę.
Dlatego ćwiczenia.
Dlatego studia.
Dlatego czasem rozsypują mi się relacje.
Dlatego mam niezadbane mieszkanie.
Mogłabym wymieniać w nieskończoność.

Jeszcze raz: problem nie leży w odchudzaniu. Problem nie leży w sprzątaniu. Problem nie leży w nauce.
Problem jest w mojej głowie, w moim nastawieniu i w moim lenistwie. Bo potrafię się poddać nawet tuż przed metą. Nawet jak ją widzę i wiem, że chwila i dobiegnę.

Za to właśnie za pomocą tych działań mogę problem pokonać.
I nawet słyszałam jak to zrobić.
Małe kroczki (ha, słowo klucz, co?).
Nie odkładać nic tylko dlatego, że mi się nie chce.
Jeżeli coś mi spadło na ziemię to podniosę od razu.
Jeżeli zdejmuję skarpetki w swoim pokoju to wstanę i zaniosę je do pralki/kosza na bieliznę.
Jeżeli doczytałam rozdział to odłożę książkę na półkę, a nie zostawię pod poduszką.
Jeżeli mam zajęcia to na nie pójdę.
Jeżeli postanowiłam zrobić 10 zadań ze statystyki to zrobię 10, a nie 9, 5, 1 czy żadnego.
Drobiazgi.

I tak samo z dietą. Jeżeli jestem na diecie to jestem. Jeżeli coś się w niej mieści to mogę to zjeść, jeżeli nie - TO PO PROSTU NIE!
Nie ma diety od jutra. Nie ma nieplanowanych wyskoków. Po prostu nie ma.

W tym roku skończę 23 lata. To niesamowicie frustrujące, że tyle mi zajęło, żeby dotrzeć do takich wniosków. A to na razie wnioski. Co z praktyką?
Zobaczymy.
Dzisiaj chcę. I chcę tak chcieć dzień po dniu.
A chcieć to móc - czyż nie?
  • Agata1994

    Agata1994

    4 lutego 2014, 07:58

    Uda Ci się kochana. Faktycznie samo nastawienie musi być odpowiednie..ja pamiętam że mówiłam sobie że zdrowe odżywianie jest po prostu modne ;) i gdy w moje ręce dostawało się na przykład coś słodkiego badź zakazanego. Uśmiechałam się pod nosem i szłam do kosza na śmieci i od razu się tego pozbywałam. To były takie moje małe triumfy. Ale podziałały ;) najtrudniejszy jest początek..pierwszy miesiąc. Jak jest idealnie po 4 tygodniach nie dość że uzyskujesz efekt czyli utrate kilogramów i zadowolenie z siebie, ale również stajesz się odporna na wszelkie bodźce i brniesz do celu szybciutko ;) Tak więc kochana, wzruszyło mnie że mogłam Cie tak zmotywować. Trzymam mocnokciuki!! Dasz rade ;) Uwierz tylko w siebie ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.