O 16 przyjeżdża Dunka i jedziemy od razu do mnie na obiadek. Nie uraczę jej niestety jednak niczym typowo polskim, bo nie mam specjalnie ochoty na lepienie pierogów(na to wezmę ją najwyżej do sprawdzonej knajpki w któryś dzień) i miliony kalorii swoją drogą- będzie musiała zadowolić się moim pysznym grillowanym kurczaczkiem, z ciemnym ryżem, brokułem i sałatką. Za to będzie i deserek- znów ta popisowa galaretka(czerwono-zielona!) z truskawkami i kiwi.. tym razem także bitą śmietaną i czekoladą. Wersja co prawda trochę bardziej kaloryczna, ale i efektowna. A wieczorem na pewno czeka nas pubbing/clubbing- i pewnie pojawi się jakieś piwko, ale potem postaram się przejść na wodę z cytrynką. Przyoszczędzę się też do południa, może uda mi się poćwiczyć więcej.. no zobaczymy co to będzie, tryb troszkę mniej zależny ode mnie aż do czwartku.
Ale zabawa na pewno kolorowa!
Miłego dnia, Pyśki!
brukselka89
6 marca 2011, 20:53jestem strasznie zadowolona z efektów i powiem szczerze ze wcale nie jem mało, jest bardzo urozmaicona, dzieki czemu nie czuje sie głodna i nie mam smaków. w pierwszej fazie jadlam w przedziale 1450-1320kcal teraz schodze pomiedzy 1360-1260kcAL. polecam naprawde;*
fairytalee
6 marca 2011, 10:45takiego wypadu ;) to niby super sprawa... ale ja kalorie to chyba chłonę jak gąbka :D mi nie wolno wychodzić póki co na takie wypady i tak jak dzisiaj napisalam u siebie- wybralam dobry czas na diete bo nastepna okazja do wpadki dopiero w Wielkanoc ;)