Nieładnie. Skrajności, skrajności, skrajności. Jak nie napad, to głodówka.
Dziś niespecjalnie czułam potrzebę jedzenia. Wiem, że nie jest to zbyt dobre podejście, ale dziś chciałam posłuchać swojego brzuszka i dać mu prawo wyboru. Nie chciał jeść? W porządku. Ale czekałam na znak. Nic na siłę. I tak od samego rana funkcjonował sobie na jednej słabej kawce bez mleka, wodzie i szklance soku. Jednak w końcu się odezwał. Nieco wyposzczony dał o sobie znać ok. 16:00. Miał ochotę na makaron, więc go dostał. Troszkę pełnoziarnistego makaronu w przecierze pomidorowym z buraczkami. Chyba jest zadowolony, że dałam mu nieco swobody. A i ja jestem szczęśliwa, że nie był dziś specjalnie marudny. Chyba jednak da się z tym brzuszkiem dogadać po ludzku! Pewnie zaproponuję mu w ramach kolacji kakałko. Może to udobrucha go przynajmniej na kolejny dzień ;)
A jak tam wasze brzuszki?
Yamisa
28 lutego 2015, 10:34Od kiedy zmieniłam nastawienie do jedzenia, mój brzuch i ja doszliśmy do porozumienia i słuchamy się wzajemnie heheh :D
OhMyPurple
28 lutego 2015, 12:26Z brzuchem jak z teściową ;D
SuperAnia
27 lutego 2015, 18:51Moja głowa mówi: "Zjadłabym coś słodkiego", a pośladki i brzuszek:" Kobieto, weź banana lub jabłko, bo ledwo dopinasz się w spodnie". ;) Pozdrawiam serdecznie :)
OhMyPurple
27 lutego 2015, 19:22I to się dopiero nazywa konflikt wewnętrzny ;D Pozdrawiam cieplutko.