18 września 2013 r (piątek)
Dobre rzeczy zdarzają się nawet w piątek. Rano wstałam i z niedowierzaniem weszłam na wagę. Równe 87 kg. Znaczy się schudłam mimo rogalików. Ja tam wadzę nie wierzę od samego początku naszej znajomości, ale jak pokazuje mniej to mogę ją nawet polubić. Szczególnie, że schudłam w momencie, kiedy zaczął mi się okres.
Wzięłam się za robotę. Sterta papierów zmalała. W pewnym momencie dogrzebałam się nawet do dokumentów z początku maja. Co prawda, wcześniej przełożyłam je wyżej, bo tematycznie pasowały do wrześniowych, ale zostały odhaczone jako już zrobione. Porobiłam rozliczenia dla mojej organizacji i przynajmniej z tym mam już święty spokój do grudnia.
Kolejne 4 godziny zeszły mi z pracy. Do dobicia tego tygodnia zostały mi już tylko 5.5. Teoretycznie przez ten czas powinnam napisać 15 tekstów. Teoretyczne, bo fizycznie nie da się tego zrobić. Będę wyrabiać nadgodziny. Co mi tam, jak wojna to wojna.
Jedzenie -najlepiej nie było. Rogale ciągnęły mnie jak … Nie zjadłam, ale ochotę miałam.
Kanapki 728 (4 kromki, a miałam ochotę na więcej, ale jak pomyślałam, o liczeniu, to jakimś cudem się powstrzymałam)
Jabłka 280
Kawa 40
Brzoskwinie 120
Kurkowa z makaronem 69
Winogron – 90
Danio - 168
Razem 1495. Wiem znów za dużo. Żyć jednak jakoś trzeba.