Zrobiłam wczoraj rekonesans mojej szafy i w bólu stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać;) Większość ciuchów jest już na mnie za duża (czyżbym aż tak bardzo schudła?!), ale są też takie co są na mnie jeszcze za małe (kupione w czasach dukana w zeszłym roku). Najpierw stwierdziłam, że muszę się wybrać na zakupy, ale po przeliczeniu wydatków stwierdziłam, że znacznie taniej będzie schudnąć do tych z zeszłego roku;) Dietę trzymam ładnie. Czasami pozwolę sobie na coś słodkiego, ale nie mam już tych okropnych napadów więc myślę, że zaczynam wychodzić z kompulsów. Zaczynam traktować jedzenie jako paliwo dla organizmu, a nie jak wroga i przyjaciela (zależnie od sytuacji). Niestety od początku września pracuję po 10 godzin i ciężko mi się zmusić do ćwiczeń po powrocie do domu więc oprócz jazdy na rowerze nic nie robię. Dzisiaj postaram się zrobić Mel B. żeby pokonać syndrom odstawienia:)
Bunia1989
15 września 2011, 10:23No i pięknie, jaki ból? Że ciuchy za duże. To powód do dumy
lubieszpilki
14 września 2011, 12:06haha ;) w ogóle odchudzanie w moim przypadku bardzo dobrze działa na portfel. kiedy nie kupuje tych śmieciowych słodyczy jestem dużo bogatsza ;)
kawalbaby
14 września 2011, 11:01Super że za chwilę wejdziesz do starych mniejszych ciuchów. Ja mam takich pół szafy. I już mnie wnerwia to że chodze w tym samym a tam czekaja takie śliczne ubrania.