Dzisiaj jest taki szczególny dzień, szczególnie odpowiedni do rozpoczęcia diety.
Po pierwsze, ledwie co skończyłam sesję egzaminacyjną. To znaczy, ledwie co skończyłam pisać egzaminy. Do jednego nie podeszłam z powodu zwichniętego nadgarstka, zwolnienia Pan Profesor nie zaakceptował i pozostaje tylko wrześniowa poprawka.
Po drugie, dzisiaj pierwszy dzień miesiąca. To zawsze wnosi jakiś powiew świeżości.
Po trzecie, równo za dwadzieścia tygodni mam dwudzieste drugie urodziny. To byłby wspaniały prezent, osiągnąć do tego czasu wymarzoną wagę. A żeby ją osiągnąć, muszę schudnąć 24 kilo, co daje niewiele ponad kilogram tygodniowo.
Czym jest ta "Nowa ja"? Nowa ja to osoba, która pamięta o kochaniu siebie, swojego ciała, a także innych ludzi. Nowa ja pamiętam o balsamach do ciała, o dbaniu o włosy, paznokcie, cerę, ubiór i przede wszystkim o szczupłe i silne ciało. Nowa ja nie będę rozpamiętywać przeszłości i straty faceta, który nie okazał się do końca wart mojej miłości. Nowa ja nie będę go stalkować na fejsie i obserwować w ten sposób rozwoju jego nowego związku. Nowa ja będę milsza dla ludzi, mniej sarkastyczna, mniej jadowita. I, co chyba najważniejsze, nowa ja zrobię coś ze swoim życiem, naturalnymi talentami. Przestanę się prześlizgiwać na studiach ze średnią bliską liczby Pi, tylko wykorzystam to, za co płacą podatnicy - szansę na rozwój.
Bo jestem na całkiem niezłym kierunku na świetnej uczelni. Ale całkowicie sobie odpuszczam, uprawiając wodolejstwo lub (w wypadku przedmiotów bardziej ścisłych) ucząc się jak popieprzona na kilka dni przed. Niby jakoś się udaje, ale chyba jestem w stanie osiągnąć więcej.
Dlatego od dzisiaj się za siebie biorę. Rozsądna, zbalansowana dieta (co będzie trudne, bo nienawidzę warzyw...), ćwiczenia co dnia i po kilka godzin (co nie będzie trudne, bo lubię się ruszać i jestem w miarę sprawna), patrzenie w przyszłość mającą rozmiar S i stypendium rektora.
Bardzo przydałoby mi się w tym Wasze wsparcie...