Po wczorajszym angielskim dniu matki waga na plusie o ponad kilogram. Wstyd mi za to nieco uzasadnione podjadanie. Zaczęłam standardowo: Woda/ jajecznica/ kawa... lekki makijaż, wyjściowe ubranie i do boju! Marsz na stacje 4km , pracę zaczęłam o 10.00 i popłynęłam.... 9h bez przerwy, w biegu i stresie żeby wszystko sprawnie wyszło na czas... To był bardzo udany dzień... Ostatni na kuchni... Przez brak przerwy na jakikolwiek posiłek jadłam co miałam pod ręką: Łyżeczka lodów, czekoladowe kulki, fasolki mokka, ciastko, sticks czosnkowy... drink 0% na pożegnanie i po powrocie przed snem obiado-kolacja: kalafior gotowany na parze i pieczone młode ziemniaczki. Nic dziwnego, że waga skoczyła.
Dziś pierwszy dzień nowej pracy. Wstałam o 4.30! Zmiana czasu dała mi się nieźle we znaki, do 6.00 byłam nieprzytomna, oczy się zamykały, a całe moje ciało błagało: Kobieto wróć do łózka!! Ale marsz zaliczony, po odbębnieniu 4h wolna i szczęśliwa napawając się wiosennym słońcem szłam do domu! Pewnie ten entuzjazm minie jak sprawdzę stan konta za 2 tyg Przespałam się godzinkę i znów do parku szybkim marszem na siłownię pod chmurką! Jutro będą zakwasy.
flos1977
28 marca 2017, 06:46ja i tak Cie podziwiam ze pracujac w kuchni nie wazysz 150 :) ja bym chyba nie umiala sie opanowac xx zupka wygldac mniam :)
Nocna_Furia
28 marca 2017, 15:19W pracy jestem cały czas z biegu, więc nawet jak coś zjem to samo sie spali :) Zaczynałam tam 10mc temu z wagą ponad 100kg, bez diety 6-7 zleciało w kilka miesięcy dzięki pracy