od wczoraj chodzę śnięta jak ryba w kałuży. nic mi się nie chce. jednak wolę jak jest mróz. przynajmniej lepiej funkcjonuję. dietka w miarę . troszkę rozregulowała mi koleżanka godziny posiłków, bo wyciągnęła mnie na zakupy. czas szybko leciał i przeciągnęłam godzinę obiadu. na mieście nie chciałam nic jeść. skończyłoby się pewnie na czymś kalorycznym. kupiłam po drodze paczuszkę migdałów i ratowałam się nimi przed totalnym głodem. oczywiście nie zjadłam całej. a zakupy nieudane. nic nam nie wpadło w oko.
teraz czekam ,aż mi mięsko dojdzie w piekarniku. kasza ugotowana, surówka zrobiona.
czeka mnie jeszcze po obiedzie spacer z psem i wieczorna joga.zwłaszcza na jogę cieszy mi się buźka. totalnie się wciągnęłam. kupiłam sobie nawet bolster i klocki. jeszcze żeby ktoś wynalazł urządzenie do teleportacji ( tak prosto z zajęć do własnego łóżeczka ) to byłoby super. na koniec zajęć jest odpoczynek , czy też wyciszenie i muszę się pilnować,żeby nie zasnąć. nie raz z sali dobiega czyjeś pochrapywanie.
Magdulka155
15 stycznia 2016, 21:11hehh oby do lata a w lecie to już będziemy laseczki ;)
NikaMac
15 stycznia 2016, 22:32wierzę w to :) a przynajmniej mam nadzieję ,że uda mi się założyć kostium kąpielowy i wyjść na plażę bez wstydu .
roogirl
13 stycznia 2016, 18:15No to ja wolę teraz, mrozy nie są fajne.