Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trochę mi się filozofowanie włączyło :)


To dopiero początek, zaledwie drugi dzień, ale stosując nawet trzy podstawowe zasady, czuję się znacznie lepiej, zdecydowanie lżej. Momentami mam wrażenie, że już schudłam :P Ale chyba o to właśnie chodzi. Nie o cyferki na wadze, ale o to dobre samopoczucie, które na dłuższą metę sprawia, że i te cyferki są niższe :) W tej chwili przychodzi mi to w miarę łatwo, ale wiem, że będą bardzo różne dni i staram się na to mentalnie przygotować :) Przeczytałam sobie trochę swoich wpisów sprzed 5, 8 lat, znalazłam w nich swoje zdjęcia, kiedy ważyłam ok. 70 kg i kilka komentarzy, że zupełnie na tyle nie wyglądam. I z perspektywy czasu, myślę, że coś w tym jest. Zawsze jak się komuś przyznawałam ile ważę to nie chcieli mi uwierzyć. I trochę tym się pocieszam, że może nie wyglądam aż tak źle teraz, mimo tych strasznych 93 kg. Ale nie umiem tego obiektywnie ocenić i w sumie nie powinno to mieć takiego znaczenia. W końcu najbardziej chodzi mi przecież o dobre nawyki i samopoczucie. Chcę się zawsze czuć lekko, nie zajadać emocji, mniej się męczyć przy jakimkolwiek wysiłku, mniej pocić, mniej mieć problemów z cerą, która wyrzuca wszystkie skutki złego jedzenia, chcę mieścić się w więcej ciuchów i chcę wyeliminować problem z obcierającą się skórą po wewnętrznej stronie ud, zwłaszcza jak jest ciepło. Byłabym hipokrytką gdybym powiedziała, że samo bycie szczupłą i atrakcyjną nie ma znaczenia, bo oczywiście, że ma. Fajnie jest ładnie wyglądać, wzrasta samoocena, pewność siebie :) Ale skupianie się na tym celu, tylko mnie demotywuje. Zresztą skupianie się na jakimkolwiek celu mnie demotywuje, bo przez to skupiam się na tym jak ciężka będzie do niego droga. A to właśnie o tą drogę zawsze chodzi :) I w odchudzaniu i w podróżowaniu najważniejsze jest to, co się przeżywa po drodze :)

Subiektywny bilans na dziś:

27.05.2020 r. - 6 pkt 

  • Janzja

    Janzja

    28 maja 2020, 14:02

    Ja też jestem z tych co nie wyglądają, tylko jakieś półtorej roku temu poczułam, że moje udka są jakieś bardziej napięte niż zwykle i ciężej się mi schylać by ubrać rajstopy, ortopeda skierował do dietetyczki podczas problemu z kolanem, a na USG żył kończyn dolnych potwierdzono mi ich powiększenie nieznaczne i to, że brak nadwagi będzie mieć wpływ na uregulowanie tego. W pracy się ze mnie śmieją, ale bon bon nieco urósł :D. Ponieważ raz już miałam 72kg dawno temu to skojarzyłam, że nie jest halo jak odkryłam 70 na wadze. Więc teraz na spokojnie zarzuciłam posiłki kupne na rzecz robionych, zidentyfikowałam sytuacje gdzie podjadam i próbuję innych strategii i.. odpukać chyba działa, ja nie świruję jem co chcę, tylko uważam by tego nie pakować jako diety całodziennej, ćwiczyć i tak ćwiczę tylko staram się to robić mniej chaotycznie i szczerze jestem bardzo happy. I odpukać, bo do wagi podchodzę sceptycznie, coś tam sobie leci w dół. Pozdrawiam!

    • nigana

      nigana

      28 maja 2020, 20:50

      No i super, gratulacje :) Chyba właśnie o to chodzi, żeby przede wszystkim było racjonalnie :) Nagłe porzucanie mało zdrowego trybu życia na rzecz super hiper zdrowego to chyba jest najgorsze co mogłybyśmy sobie zrobić. Tak, więc stopniowo, raz mniejszymi, raz większymi krokami do przodu, a okaże się po jakimś czasie, że te zmiany stały się duże :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.