Pamiętam, gdy jakieś dwa lata temu ujrzałam zdjęcia tej ultra szczupłej, filigranowej blondynki na plotkarskich portalach internetowych.
Byłam w szoku.
Był to szok tak głęboki, że myślami byłam przy tej sprawie od momentu gdy zobaczyłam owe zdjęcia i to dziś bardzo to przeżywam.
Nigdy nie zapomnę, jak przeglądałyśmy kolejne artykuły z koleżanką w pracy, z których krzyczały teksty w stylu "kocham siebie taką, jaką jestem teraz", "ja i mój chłopak uwielbiamy moje krągłości" i tym podobne bzdury.
Zarzekałam się wtedy, że to jakieś kłamstwa, że nie jest możliwe to, aby była szczęśliwa w tym stanie.
Koleżanki natomiast twierdziły, że może ona akurat lubi siebie większą, że widocznie to jej nie przeszkadza... Bla Bla...
Nie wierzyłam w to.
Co prawda znam kogoś, kto waży ponad 100 kilo i naprawdę szczerze akceptuje siebie, ładnie wygląda i nie zamierza walczyć z wagą.
Znajdą się takie osoby i chwała im za to (podziwiam je, chociaż z drugiej strony praca nad sobą to też nic wstydliwego - wręcz przeciwnie!), jednak jest to niewielki odsetek będący wyjątkiem, który tylko potwierdza regułę.
Większość osób źle czuje się, będąc otyłym, są to często osoby uwięzione w swoim wielorybim ciele tak jak ja.
A co dopiero taka piękna dziewczyna, która całe życie była drobniutka i bardzo kobieca - nie musiala całe życie, tak jak ja, przyzwyczajać się do swojej tuszy.
Mnie jest łatwiej.
I nagle, po tych dwudziestu-kilku latach bycia chudzinką, widzi swoje odbicie w lustrze, przypominające świnkę Pigi.
Widzi wszystkie zwały tłuszczu, cellulit, pyzatą buzię.
Ogląda swoje zdjęcia z niedalekiej przeszłości, swoje piękne zgrabne ciuszki i nie wpada w czarną rozpacz?
Nie wierzę.
Pozdaje, czym jest zadyszka podczas chodzenia czy problem z pomalowaniem paznokci u stóp.
Wie już, czym jest nadmierna potliwość, stany depresyjne i wahania nastroju związane z nieprawidłowym odchudzaniem.
Wokół słyszy same słowa krytyki i widzi litujące się nad nią spojrzenia - te same, które kiedyś podziwiały ją jak posągową piękność...
I co, jest szczęśliwa?
Nikt mi tego nie wmówi...
Pamiętam jak dziś, że zarzekałam się (ba, nawet chciałam się założyć!), że za jakiś czas usłyszymy o odchudzającej się lub już szczupłej Christinie, którą stać na osobistych trenerów i dietetyczki.
No ale, czy szczęśliwa z powodu swojej tuszy kobieta zacznie się odchudzać? Po co?
Heheh, czasem przeraża mnie to że zawsze mam rację.
Otóż Panie i Panowie, Aguilera schudła właśnie 15kilogramów i wygląda świetnie.
Podobno przeżywała osobistą tragedię wyglądając jak słonik, a jej "szczęście" było tylko maską - kto by pomyślał?
Jednak wiem, że choć schudła, bardzo się zmieniła.
Taka zmiana musi pozostawić po sobie ślad, bo jest to trauma nie mniejsza niż po ciężkim wypadku gdy nie wiesz, czy znów będziesz mógł chodzić.
Niech ktoś spróbuje zaprzeczyć...
Menu z czwartku:
Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 300kcal
II Śniadanie:
Dwa małe wafelki ryżowe, chudy twaróg z cynamonem, marchewka, małe jabłuszko
ok. 200kcal
Obiad:
Grillowana pierś, ryż brązowy z warzywami, surówka z pomidora i cebuli
ok. 250kcal
Podwieczorek:
Dwa małe wafelki ryżowe, chudy twaróg z cynamonem, marchewka, małe jabłuszko
ok. 200kcal
Kolacja:
brak
Miałam fatalny (!!!) dzień w pracy, pewna jędza dobrowadza mnie do szału.
Aby się pocieszyć kupiłam butelkę czerwonego półsłodkiego wina i wciągnęłam je całe przed telewizorem, podgryzając paluszki i wafle ryżowe smakowe - było mi tego trzeba...
Kosztowało mnie to ok. 1000-1300kcal
Dzień:
ok. 2100kcal
Wczorajsze menu:
Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 300kcal
II Śniadanie:
2 grzanki z razowca z sałatą lodową, żółtym serek, pomidorem i ogórkiem konserwowym
ok. 250kcal
Obiad:
Razowe spagetti z warzywami, dwie grillowane kostki z mintaja, mizeria ze śmietaną 12%
ok. 400kcal
Podwieczorek:
Serek twarogowy straciatella (bez foto)
ok. 200kcal
Kolacja:
Dwie grzanki z razowca, z serem i pomidoremsałatą lodową i ogórkiem
ok. 250kcal
Odchorowałam to wino z wczoraj, oj odchorowałam...
Doliczyc muszę cudowny zimniutki sok pomarańczowy jaki wypiłam podczas spaceru ok. 130kcal i 3 gałki lodów waniliowych ok. 300kcal...
Dzień:
ok. 1830kcal
Byłam w szoku.
Był to szok tak głęboki, że myślami byłam przy tej sprawie od momentu gdy zobaczyłam owe zdjęcia i to dziś bardzo to przeżywam.
Nigdy nie zapomnę, jak przeglądałyśmy kolejne artykuły z koleżanką w pracy, z których krzyczały teksty w stylu "kocham siebie taką, jaką jestem teraz", "ja i mój chłopak uwielbiamy moje krągłości" i tym podobne bzdury.
Zarzekałam się wtedy, że to jakieś kłamstwa, że nie jest możliwe to, aby była szczęśliwa w tym stanie.
Koleżanki natomiast twierdziły, że może ona akurat lubi siebie większą, że widocznie to jej nie przeszkadza... Bla Bla...
Nie wierzyłam w to.
Co prawda znam kogoś, kto waży ponad 100 kilo i naprawdę szczerze akceptuje siebie, ładnie wygląda i nie zamierza walczyć z wagą.
Znajdą się takie osoby i chwała im za to (podziwiam je, chociaż z drugiej strony praca nad sobą to też nic wstydliwego - wręcz przeciwnie!), jednak jest to niewielki odsetek będący wyjątkiem, który tylko potwierdza regułę.
Większość osób źle czuje się, będąc otyłym, są to często osoby uwięzione w swoim wielorybim ciele tak jak ja.
A co dopiero taka piękna dziewczyna, która całe życie była drobniutka i bardzo kobieca - nie musiala całe życie, tak jak ja, przyzwyczajać się do swojej tuszy.
Mnie jest łatwiej.
I nagle, po tych dwudziestu-kilku latach bycia chudzinką, widzi swoje odbicie w lustrze, przypominające świnkę Pigi.
Widzi wszystkie zwały tłuszczu, cellulit, pyzatą buzię.
Ogląda swoje zdjęcia z niedalekiej przeszłości, swoje piękne zgrabne ciuszki i nie wpada w czarną rozpacz?
Nie wierzę.
Pozdaje, czym jest zadyszka podczas chodzenia czy problem z pomalowaniem paznokci u stóp.
Wie już, czym jest nadmierna potliwość, stany depresyjne i wahania nastroju związane z nieprawidłowym odchudzaniem.
Wokół słyszy same słowa krytyki i widzi litujące się nad nią spojrzenia - te same, które kiedyś podziwiały ją jak posągową piękność...
I co, jest szczęśliwa?
Nikt mi tego nie wmówi...
Pamiętam jak dziś, że zarzekałam się (ba, nawet chciałam się założyć!), że za jakiś czas usłyszymy o odchudzającej się lub już szczupłej Christinie, którą stać na osobistych trenerów i dietetyczki.
No ale, czy szczęśliwa z powodu swojej tuszy kobieta zacznie się odchudzać? Po co?
Heheh, czasem przeraża mnie to że zawsze mam rację.
Otóż Panie i Panowie, Aguilera schudła właśnie 15kilogramów i wygląda świetnie.
Podobno przeżywała osobistą tragedię wyglądając jak słonik, a jej "szczęście" było tylko maską - kto by pomyślał?
Jednak wiem, że choć schudła, bardzo się zmieniła.
Taka zmiana musi pozostawić po sobie ślad, bo jest to trauma nie mniejsza niż po ciężkim wypadku gdy nie wiesz, czy znów będziesz mógł chodzić.
Niech ktoś spróbuje zaprzeczyć...
Menu z czwartku:
Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 300kcal
II Śniadanie:
Dwa małe wafelki ryżowe, chudy twaróg z cynamonem, marchewka, małe jabłuszko
ok. 200kcal
Obiad:
Grillowana pierś, ryż brązowy z warzywami, surówka z pomidora i cebuli
ok. 250kcal
Podwieczorek:
Dwa małe wafelki ryżowe, chudy twaróg z cynamonem, marchewka, małe jabłuszko
ok. 200kcal
Kolacja:
brak
Miałam fatalny (!!!) dzień w pracy, pewna jędza dobrowadza mnie do szału.
Aby się pocieszyć kupiłam butelkę czerwonego półsłodkiego wina i wciągnęłam je całe przed telewizorem, podgryzając paluszki i wafle ryżowe smakowe - było mi tego trzeba...
Kosztowało mnie to ok. 1000-1300kcal
Dzień:
ok. 2100kcal
Wczorajsze menu:
Śniadanie:
Płatki z mlekiem
ok. 300kcal
II Śniadanie:
2 grzanki z razowca z sałatą lodową, żółtym serek, pomidorem i ogórkiem konserwowym
ok. 250kcal
Obiad:
Razowe spagetti z warzywami, dwie grillowane kostki z mintaja, mizeria ze śmietaną 12%
ok. 400kcal
Podwieczorek:
Serek twarogowy straciatella (bez foto)
ok. 200kcal
Kolacja:
Dwie grzanki z razowca, z serem i pomidoremsałatą lodową i ogórkiem
ok. 250kcal
Odchorowałam to wino z wczoraj, oj odchorowałam...
Doliczyc muszę cudowny zimniutki sok pomarańczowy jaki wypiłam podczas spaceru ok. 130kcal i 3 gałki lodów waniliowych ok. 300kcal...
Dzień:
ok. 1830kcal
zapomnij.o.tym
1 września 2013, 19:52Zgadzam się z Tobą w 100%! Każde słowo jest takie samo jak moje. Każda gwiazdka kiedy przytyje, udaje, ze jest super szczęśliwa, a potem jak już schudnie to rozpacza jaka była gruba i jak ciężko było schudnąć ^^
owsiana1993
31 sierpnia 2013, 15:59SUPER MENU. Zgodze się z Tobą w 100% Ktoś kto nigdy nie był osobą " przy tuszy" nie zrozumie tego co czuję osoba która przytyła. Zawsze jest ciężko... w naszym świecie na okrągło jesteśmy otaczani pięknymi i szczupłymi laskami w magazynach na reklamach itd. Szczerze nie znam nikogo kto jest / był przy tuszy i był szczęśliwy
lovyourself
31 sierpnia 2013, 14:37ja też byłam w szoku, ja nigdy nie byłam chuda, nawet na zdjęciach z dzieciństwa mój chłopak śmieje się, że urodziłam się z wałkiem na brzuchu, więc nie wiem jak to jest mieć wałki na brzuchu ze skóry, za to znakomicie wiem jak to jest mieć wałki, wały wielkie opony z tłuszczu
melolontha
31 sierpnia 2013, 14:23masz świętą rację jeżeli chodzi o Christine. nie można się z Tobą nie zgodzić