Miałam dziś okropny nastrój, nie wdając się w szczegóły. Około 17:30 wracałam do domu, potwornie głodna i zmęczona. Miałam ogromną ochotę na czekoladę. Lody. Słodki napój. Coś, do czego przyzwyczaiłam się w chwilach słabości. Albo przynajmniej kupić po drodze obiad - niezdrowy, ale co tam. Wiedziałam, że w lodówce czeka na mnie tylko wiaderko serka wiejskiego, dziś nie zdążę zrobić normalnego obiadu. A miałam straszną ochotę się objeść. Po drodze minęłam KFC, chińczyka, pierożki japońskie... Minęłam kilka sklepów z lodami... W domu nie tknęłam pudełka pierniczków ani czekoladek, które leżą na półce.
Postanowiłam sobie, że jedzenie przestanie mieć władzę nad moim życiem. Zawsze uważałam to za żałosne - a nie chcę być żałosna.
Zjadłam serek wiejski z niskocukrową konfiturą malinową i miodem. Kalorii wyszło sporo, ale zdrowo i dużo białka. Poza tym bilans dzienny zachowany.
Ja-Ogrzyca
10 stycznia 2016, 13:11Szacun! Znam to o czym piszesz doskonale. Nie raz się przejechałam na takiej właśnie sytuacji: głodna, zmęczona a w domu nic do jedzenia... no to jedziemy na pizzę...
angelisia69
10 stycznia 2016, 11:50swietnie!!Masz racje to nie jedzenie powinno nami rzadzic ale my nim.Pozatym jedzenie powinno sie traktowac jako paliwo do zycia i zaspokajacz glodu a nie jako zachcianki
Annanadiecie
10 stycznia 2016, 10:55gratuleje wygranej bitwy!