67kg. Nie chyba, nie obok, nie przelanie wody. Moje stałe 67kg.
To ten etap ,przy którym zaczynam wierzyć ,że się uda.
Chodze cały czas na siłownie/fitness, nigdy nie przestalam ,choć czasem mam przerwy, ale już od kilku miesiecy nie próbowałam redukcji.
Zaczęłam w poniedziałek. Choć w ostatnim czasie spadłam jakieś 2kg, bez redukcji to dla mnie sukces. Nie wroce do tej cholernej siódemki.
Mam ważny powód, chce schudnąć 3-5 kg do kónca czerwca.
Jak zobaczę 64 kg to będę na pewno zadowolona ! Być bliżej 6stki niż 7mki to bedzie dla mnie ogromny sukces.
Poza tym c hce zobaczyć mięśnie brzucha.
Czuje je , naprawde, jak napnę brzuch to jest bardzo twardy ! :)
Uważam ,że moja góra jest komicznie chuda w stosunku do mojego komicznie grubego dołu.
Przy okazji chyba widać już tą moją prace na brzuchu, a te nogi stoją mimo tylu ćwiczeń to galaretki.
Chociaż- mam szerokie biodra (co mnie cieszy) dlatego te fotki tak wyglądają,
chciałam dać takie, choć uwierzcie ,że gdybym ubrała króciutkie spodenki prawie do pół uda i przysłaniające biodra to by robiło wrażenie kilku kilogramów mniej.
Nieważne, niedługo w każdych ciuchach i perspektywie bede czuć się szczupło.
Już czuję się lepiej, mama twierdzi ,że schudłam.
Wgl tyle u mnie dobrych rzeczy.. napisze chyba niedługo post przepełniony całym szcześciem, które mnie spotyka.. nie wiem czy słyszalyście o universum..
o przyciaganiu tego, o czym myślisz..
Tyle dobrego wokół mnie ,a ja pełna nadziei rzucam to wszystko.. i zaczynam od nowa ;)
Mam na imie Nadzieja ,wiecie ? Z Bierzmowania. Dluugo walczylam o nie z ksiedzem, kilka tygodni sie do mnie nie odzywał potem,bo Biskup się zgodził. Nieważne, robie zadanie, lece na siłownie, kąpiel i na uczelnie, wieczor nauka , bo we wtorek zaczynam sesje ;)
Tyle bym Wam chciała opowiedzieć, ale nie, nastepnym razem ;) Całuje !!! :)