Witajcie dziewczyny - dawno nie pisałam, ale sama jestem zaskoczona, jakiego rozpędu nabiera moje życie. Wczoraj byłam na imprezie z przyjaciółką. Przylgnęło do nas dwóch facetów - całkiem niczego sobie. Było bardzo miło i ogromnie podniosło mi to morale. Ponieważ grał DJ znany lokalnie z wesel, a towarzystwo było mieszane w wieku, z głośników poleciała piosenka Rysia Rynkowskiego "Jedzie pociąg". Wszyscy ruszyli do weselnego "pociągu" i przyznam, że nie miałam żadnych zahamowań przed tym, by dać się złapać za moje "boczki" :D. Bawiłyśmy się absolutnie przecudownie. Obie jesteśmy aktualnie wolne, obie po ogromnej przemianie wagowej (ona schudła 15 kilo) i obie zaczynamy podchodzić do życia zupełnie inaczej. Widać tego efekty, a otaczający nas, zupełnie obcy ludzie, wyczuwają natychmiast nasze pozytywne nastawienie. Jestem zachwycona swoim nowym obrazem i dlatego walczę dalej. Na końcu czeka na mnie moja wymarzona nagroda i brak wstydu za siebie na plaży latem :P , tak więc jest o co walczyć. Na dzień dzisiejszy do zrzucenia zostało mi aż 6,7 kilo i tylko 27 dni na to. Jednak będę zadowolona nawet jeśli 1 czerwca osiągnę wagę powiedzmy 64 kilo... i nie poddam się wtedy. Jednak najlepszą motywacją do odchudzania jest możliwość kupowanie fajnych ciuchów i zainteresowanie facetów. Zdaje sobie sprawę z tego, że słowa te brzmią totalnie "pusto", ale to właśnie daje mi kopa! Tak więc z prostego rachunku podzielenia 6,7 kilo na 27 dni wynika, że dziennie muszę gubić około 250 gram. Jest to wykonalne, ale zdaję sobie sprawę, że może być bardzo ciężkie... Mimo to, NIE PODDAM SIĘ BEZ WALKI, bo dziś moja waga to już tylko
68,7 kilo!!
myśląc o tym, że kiedyś było to aż
91 kilo
jestem z siebie dumna!!! :D:D:D