Witaj Pamiętniczku. Nie było mnie przez kilka dni dla Ciebie.
Wybacz Kochany Pamiętniczku, ale moje dzieci mają Pierwsze Miejsce w moim sercu. Jestem w Krakowie u mojej najmłodszej Pociechy. Jechałam, szczęśliwie w dzień największego upału, przez cały czas w wspaniale klimatyzowanym autobusie linii Gdańsk - Kraków. Podziwiałam nasze wioski, pola, lasy, pełną wody Wisłęw Toruniu, męczyłam się w rozgrzebanej Łodzi, rzuciłam okiem na Częstochowę i przejechałam przez centrum Katowic w Budowie. Kto zna Katowice, ten pamięta ohydny Dworzec, zasikany i brudny, tragiczny Supersam, czy już mocno brudny Spodek. Zostały już po nich tylko wspomnienia. Zrobiłam sobie kilka fotek komórką z okna autobusu, jak mam w zwyczaju. Zwyczaj ten jest dobry, bo zdarza mi się zanotować początek jakieś budowy i potem mogę porównać go z efektem końcowym, np.Muzeum Solidarności przy Trzech Krzyżach, stadion Górnika w Zabrzu. Jechałam 12 godzin. W Krakowie Dworzec Autobusowy też w przebudowie, więc w Taxi i Prokocim. Osiedle zielone i dobrze zaopatrzone, OBI, TESCO, Kościoły, Szkoły, Przedszkola....BASEN 100m od córy. Wczoraj byłyśmy, nowy, czysty, woda przyjemnie ciepła a w jacuzzi wręcz gorąca. Córa mieszka, jak to młodzi, na 4-tym piętrze ( bez windy) i mam je już 3x zaliczone. Bohatersko. Jestem już 108kg i stateczna Pani, więc nie wbiegam na nie ze śpiewem na ustach. Miałam kiedyś taki tik, gdy wchodziłam do klatki schodowej,a mieszkaliśmy na 2-gim piętrze, nad nami był strych.
Wbiegałam po kilka schodów i "śpiewałam" na całe gardło. Był to automat.Tak działała na mnie akustyka tej klatki. Musiałam śpiewać, czy to było rano, czy ciemnym zimowym popołudniem.
Mama wtedy słyszała mnie i otwierała drzwi, bez domofonu i dzwonka. Hi,hi, nie było wtedy żadnych domofonów a klucz Gerda, bardzo przyzwoity klucz leżał pod plecioną, wybrzuszoną od niego wycieraczką. Wszyscy byliśmy tak biedni, że dla współczesnych dzieci to sytuacja nie do wyobrażenia. Ale byliśmy szczęśliwi. Pierogi z osobiście nazbieranymi borówkami, dzisiaj czarnymi jagodami z śmietaną i cukrem to dopiero był smak. Maślaki z jajkiem, podgrzybki ze śmietaną, kurki w occie, kapelusze polnych pieczarek z solą pieczone na blasze kuchennej węglowego pieca.....
Myślałam na temat smaków i porównywałam smaki dzieciństwa z dzisiejszymi. Zielony słodki groszek łuskany prosto z łupiny, mleczne ziarna słonecznika, burak cukrowy, karpiel, pierwsze papierówki, maliny, poziomki, jeżyny zbierane w lesie, pierwsze zielone gołąbki, czy tzw.stryjkowe, czytaj, kradzione czereśnie z drzew przydrożnych w drodze na Jawornicę. Jutro będę w Andrychowie. Rzucę okiem na Leskowiec, świadka moich zmagań z jazdą na nartach. Kolegi ojciec zakładał tam pierwszy wyciąg orczykowy. Popatrzę na Żar, Złotą Górkę z źródłem zgniłych jajek. Pańska góra kwitnąca sadem. Rzeka Dzieciństwa Nalepy w uszach a w domyśle Wieprzówka, Rzyczanka, Targaniczanka....? Z domu szłam w stroju kąpielowym do jej wody, brrr. Pierwszy raz po zimie, nam dzieciom, wolno było kąpać się w imieniny mojej Mamy Wandy. To już nie długo. Jutro pójdę do mojego Liceum, zobaczę na zdjęciu klasowym moją szkolną Miłość. Dzisiaj pewnie gdyby mnie zobaczył byłby w szoku. Ale to tylko powłoka.
W środku dalej śpiewam swoją balladę, na schodach.
lukrecja1000
12 czerwca 2014, 12:13Ciesze sie z nowego wpisu...Twoje slowa buduja piekny obraz historii o ktorej mowisz..opis smakow dziecinstwa jest cudowny..prawie czuje te smaki az lezka kreci sie w oku..Pozdrawiam, serdecznie i sle buziaka..Julita
moderno
12 czerwca 2014, 11:12Pięknie opisujesz te zakątki do których się wybrałaś.Czuję się tak jakbym co najmniej siedziała w tym autobusie przy Tobie i oglądała to samo co Ty. Nawet chyba zabrałaś mnie do swojego liceum i właśnie oglądamy razem to zdjęcie i ja zgaduję która to Ty i szukam Twojej miłości....