Dzien doberek!!!
Obiecałam sobotnie ważenie więc odbyło się!!! Waga pokazała 131,5 kg, czyli 2,5 kg poleciało w kosmos i daj Boże żeby nie wróciło!!! To co czuję to zadowoleni z siebie!!! Widzę , że warto walczyć i wiem, że droga daleka przede mną, ale jeszcze mam silę, a właściwie, to nigdy taka silna nie byłam!!!
Może to też Wasza zasługa?
Dziś znowu dzień rozpoczął się od słodkiego lenistwa, wstałam dopiero o 11 !!! Gdybym tylko mogła to zawsze wstawałabym o tej porze!!! Zdecydowanie jestem Nocnym Markiem i poranne wstawanie to dla mnie koszmar, za to bez problemu mogę siedzieć w nocy do 3, 4? Po ogarnięciu się, zaczęłam przygotowania do wyjazdu do mojej siostry w odwiedziny. Dawno u niej nie byłam (już około miesiąca), a mam dla jej synka (3 miesięcznego) kilka fajnych rzeczy. Kupiłam kombinezon, kamizeleczkę polarową i koszulkę. Piękne ciuszki i nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie kupić!!! A mój siostrzeniec wygląda w nich jak słodki malutki cukiereczek do schrupania!!!
Niestety dla mnie weekendy są niedobre dla diety. Rano nie jadłam śniadania i dopiero u siostry zjadłam obiad (15:00), jakiego bardzo dawno nie jadłam, czyli: gulasz, ziemniaki i surówka. Nawet nie wiem ile to mogło mieć kalorii. Nawet nie chcę strzelać. Porcja nie była duża i nie przejadłam się, ale nie takie rzeczy powinno się jeść na diecie. Na dodatek później skusiłam się na galaretkę z ananasem i 3 kawałki ciasta. Klapa na całej linii!!! Z 1000 kcal to zjadłam!!!
Wróciliśmy do domu, mężuś pojechał do swojego taty do domu, a ja zabrałam się za porządki!!! Żeby nabrać siły przekąsiłam sobie jabłuszko (150 kcal). Szczerze, to liczyłam na pomoc Męża w sprzątaniu, ale jakoś długo zabawił u taty i się nie doczekałam. Tak więc sama posprzątałam mieszkanie od A do Z, może z wyłączeniem okien.
Z kolacją też czekałam na męża i zjedliśmy dopiero o 20:30. Zjadłam 4 kromki chleba razowego z pastą z makreli. Kalorii to mogło mieć z 700, czyli za dużo.
Ogólnie klapa!!! Pewnie wszystko co zjadłam to miało 1850 kcal, jak nie więcej, bo moje dzisiejsze liczenie jest bardzo "na oko".
Mam tylko nadzieję, że takie grzeszne weekendy nie zaprzepaszczą mojego porannego wyniku. W dodatku, jutro przyjeżdżają moi rodzice do nas na obiad i w pewnie mama coś ze sobą przywiezie. Co prawda uprzedzałam ją, że ja wszystko mam już gotowe i nic nie potrzebuję, ale jak zwykle mnie nie posłucha i przywiezie furę jedzenia.
Coś czuję, że będzie fatalnie i jutro znów będzie katastrofa!!! Aż się boję...
krawieczka
24 listopada 2012, 22:30Widzę, że walczysz z fajkami - ja nie walczyłam, jak zaszłam w ciąże momentalnie rzuciłam i do dziś dzień nie palę. Tobie jest podwójnie trudno, bo jeszcze się odchudzasz to już w ogóle mega wyczyn. Ale 3maj się ramy - nie ramy fajek tylko ogólnie hehe
vitanitete
24 listopada 2012, 21:52Gratulacje:) bardzo ładny spadek:)
Joteczka82
24 listopada 2012, 21:43Oj te mamusie zawsze nas kuszą pysznym jedzonkiem......