Potem impreza rodzinna na której byłam sama a inni w parach i z małymi dziećmi więc kolejna załamka.
Zwłaszcza że mój nielubiany przeze mnie szwagier schudł jak się okazało ponad 50kg i waży 117!!! Nie pomyliłam się w obliczeniach i to są prawdziwe dane! Ten okropny olbrzymi pijaczek będzie za chwile ważył mniej niż ja!!!!
Do tego siostrzeniec, który zaczął się odchudzać w grudniu wygląda tak, że gdyby nie był z mojej rodziny sama bym się za nim na ulicy obejrzała! Schudł 22kg!
A potem jeszcze musiałam wrócić do podróżowania pociągiem i znowu nie było jak dbać o dietę.
Więc od jutra zaczynam, mówię od jutra bo dziś z racji chorobowego wciągnęłam już jajecznicę na szynce ze świeżym pieczywem.
Och dziewczyny jestem beznadziejna.
Dziś jednak zrobiłam pierwszy krok, zapisałam się do grupy wsparcia. Wiadomo, że nie schudną za mnie ale jak będę musiała spojrzeć im co tydzień w oczy to może się zmobilizuje:)
livebox
2 października 2012, 07:45Bez wątpienia potrzebujesz jakiejś mobilizacji:)
Adriana82
1 października 2012, 20:30Kurde jak to jest, że z rodziną to faktycznie dobrze się tylko na obrazku wychodzi a każda rodzinna impreza przyprawia o drgawki... Ja swoją rodzinę widzę niezwykle rzadko z racji tego, że wyniosłam się 500 na zachód ;D A na święta mam zamiar zafundować wszystkim szok - wątroby im pogniją z zazdrości, że ze mnie taki lachon haha Ty też się zbieraj masz 2,5 miesiąca :)
moniq1989
1 października 2012, 17:12Nie jesteś beznadziejna! Nie ma takiego pisania. Do dzieła kochana! :*