Już pisałam, że weekendy mi nie idą.. po kolejnej weekendowej porażce uświadomiłam sobie, że święta już za pasem, a tym samym zbliża się mój pierwszy "okres rozliczeniowy". Pierwszy bilans za 4 dni, bilans pierwszego miesiąca, jednak bardziej liczyć się będą święta bo wtedy spotkam najbliższych, których nie widziałam od wielu tygodni i jeśli oni zauważą zmianę będzie to mój pierwszy mały sukces.
Nie pamiętam czy wspominałam ale mieszkam poza granicami PL. Wyjazdy do PL nie należą do moich ulubionych, uświadamiają mi jak bardzo zaczynam odbiegać od tych pięknych i szczupłych dziewcząt, których nie brakuje w PL. W trakcie ostatnich spotkań z rodziną usłyszałam nie raz, jak mi się przybiera na wadze. Nie raz... nie dwa...za trzecim razem człowiek nabiera ochoty znokautować rozmówcę jednak nie były to raczej złośliwe uwagi, tylko takie zwykłe gadanie jak to mają w zwyczaju ciocie, babcie.. dlatego też wszyscy wyszli z nich bez szwanku
Tym samym czas zacisnąć pośladki i popracować nad silną wolą, w końcu to niecałe 4 tygodnie, żeby udowodnić innym i sobie, że wciąż potrafię Nowy Rok to rok kiedy na liczniku pojawi się 3 z przodu, no i mam nadzieję, że 6 z przodu na wadze
Menu na jutro:
I śniadanie: smoothie z melona i kiwi
II śniadanie: serek grecki z musem truskawkowym, malinami (ok50gr) i musli
Lunch: kurczak tandori (+/-150 gr) z kaszą bulgari i ciecierzycą
zielona herbata, +/- litr wody