Przez ostatnie kilkanaście dni dużo się działo. Męczące godziny w pracy przed komputerem, atak w klatce piersiowej taty i jego pobyt w szpitalu (bardzo mnie to zestresowało i ograniczyło apetyt do minimum:( ), denna pogoda... Troche rzeczy si ę nawarstwiło, ale ważę 69,8. Codziennie po pracy ćwiczę 30-40 minut. Ani Ewa, ani Jillian, ani nic. Biegam, skacze, pajacyki, wszelkie cwiczenia na pośladki, krzesełka, deski, "wspinaczka", brzuszki, nożyce.. oglądam 2 odcinki serialu i leci szybko i tak codziennie. wiem, że nie spalę tyle co przy godzinnych męczarniach które spalaja po 400-500kcal, ale doliczam spacer do i z pracy (6km = 300kcal). Jem normalnie, wieczorami jem albo jablko albo zamieniam chleb na wase, albo jem chleb z salatką pomidorową. Rano budzę się wypoczęta i nie głoda:).
PRzedwczoraj dostałam stypendium stazowe. Bardzo się cieszę, pewnie polowa z Was poszlaby na zakupy:P. Ja tez, ale odkładam dzielnie na :może ostatnią wizyte u orto i na ślub:)