Cześć.
Udało mi się zmotywować by wyjść na dwór. Lubię biegać, ale najgorsze jest wychodzenie samemu... Na dodatek wczoraj biegałam w kałużach, (walić wymówki, kałuża mnie nie zatrzyma) przy niskiej temperaturze i bez muzyki. Te dwa ostatnie niemiłe doświadczenia są tylko i wyłącznie z mojej winy :P 2 dni temu rzuciłam słuchawki na łóżko w stertę książek - tak oto moje słuchawki znikły... Wyszłam wczoraj o ok. 19:20 pochodzić w ramach rozgrzewki (zaczynam po 20, ponieważ o 19 jest zdecydowanie za jasno). Czuję, że jest mi chłodno (luźna bluza i nic pod spodem), ale myślę sobie ,,Wyszłaś, to nie wracaj. Po biegu będzie ci gorąco". Fakt, świeżo po biegu jest ciepło, niekoniecznie 4 minuty po nim... Po co chodnik? - prułam przez asfalt jak dzika, by tylko wejść do ciepłego domku.
Na dodatek biegałam na dróżkach praktycznie nieznanych ludzkości, (a nawet cywilizacji) a tu proszę. Ktoś zjeżdżał, by się nawrócić, ktoś stawał na poboczu by zapalić. Kurde no, biegam po zachodzie słońca na opuszczonych dróżkach, więc trochę się boję nieznanych ludzi i samochodów wieczorem. To spokojna okolica, ale w swoim życiu obejrzałam zdecydowanie zbyt dużo horrorów...
Dzisiaj odpoczywam pod kocem i kołdrą z laptopem na kolanach, jak typowy, wykończony życiem uczeń :) Jutro weekend - przynajmniej się wyśpię i zjem królewski obiad, a nie pyry z ketchupem i sezamem na szybko
Jak wspomniałam o jedzeniu, to powiem, że kocham chleb chrupki kukurydziany Dziękuje za uwagę.