Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie mam ochoty, najmniejszej ochoty


Nie mam najmniejszej ochoty odchudzać się. Nie wierzę w szansą powodzenia. Nie chce mi się zaczynać wszystkiego od początku i wszelkie takie na nie. Można dopowiedzieć do woli, do wyboru i koloru. Wszystko się we mnie buntuje.

I oczywiście odchudzam się. Diabli wiedzą dlaczego. Znaczy się jeden diabeł, siedzący w mojej głowie i wyjący bólem. Motywacja większa niż wszelkie moje nie. A wszystko przez sport. Zachciało mi się być sprawną. No to jeździłam na rowerze. Od czerwca. Delikatnie i spokojnie. Powolutku, nie spiesząc się nigdzie. Doszłam nawet do 50 km za jednym zamachem i było dobrze. Ściągnęłam sobie na komórce program z www.endomondo.com z i dumą patrzyłam na kolejne kilometry. 

Ale pewnego pięknego dnia, dokładnie 15 sierpnia, nadeszły takie ciemne chmury. No i postanowiliśmy pojechać ciut szybciej. Okazało się, że szybciej mi wyszło bokiem, a konkretnie kolanem. Odezwała się stara kontuzja. Trochę bolało. No dobrze trochę więcej niż trochę. Ale miałam nadzieję, że samo przejdzie. Jakoś nie chciało. To pomyślałam o jakże modnych i kolorowych plasterkach. W akcie desperacji zadzwoniłam do znajomego, Sadysta jeden, rehabilitant. Nie omieszkał mi przypomnieć, że powiedziałam mu kiedyś iż do kolana nie dam się dotknąć. Oczywiście dotykał w miejscach, gdzie najbardziej bolało. Gwiazdki na suficie widziałam dzięki temu. Plastry nakleił, ale kazał iść po skierowanie na rehabilitację. Wypisał całą masę zabiegów, z których połowę wybiłam mu z głowy. I w bardzo grzeczny sposób dał mi do zrozumienia, że powinnam schudnąć. Grzeczny sposób wyglądał tak; - Za gruba jesteś.  Milutki był. 

Tydzień się zastanawiałam nad tym chudnięciem, ale plasterki pomogły i trochę się uspokoiło. Nie na długo jednak. Wkurza mnie, że zamiast chodzić spaceruję i muszę często odpoczywać. Ale najgorsze było to, że nieopatrznie powiedziałam o tym innemu sadyście. Uwielbia takie akcje. Co prawda na krótko, ale uwielbia. Na razie mam przechlapane. Życie. Dieta 1100 kcal. Pięknie będzie. Bardzo pięknie. 

Jedzenie:

Kawa z mlekiem – 40 kcal

Nektarynka - 55 kcal

Bułka – 220 kcal

Brzoskwinia – 100 kcal

Zupa pieczarkowa (złego słowa nie powiem) – 200 kcal

Bułki – 440

Śliwki - 50

ogórki +rzodkiewka - 30

parówka sojowa - 89

maliny – 60

cola - 2

Razem: 1286 kcal. Dobrze. Wiem, że za dużo. Jeszcze nie łapię w tym wszystkim. Musze się od nowa przyzwyczajać z liczeniem. 

Waga: 93,4 kg

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.