Jakieś złe fatum ciąży nade mną. Choroba prawdopodobnie efektem wcześniejszego wypadku. Dostałam zalecenie leżenia w domu i nie ruszania się (co nawet nie miałoby miejsca, bo przez większość czasu nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać). Ze zwolnieniem na półtora tygodnia pomaszerowałam (a dokładniej doczołgałam) się do domu i zaległam. Dzisiaj jest już odrobinę lepiej, więc jestem w stanie po raz kolejny pomyśleć o zdrowym odżywianiu. Przez najbliższe dni prawdopodobnie dietę będę opierać na koktajlach, sokach, wodzie, bo nie jestem w stanie gryźć, a przełykanie też sprawia mały problem. Zobaczymy jak to się zakończy.
Jak pisałam w poprzednim wpisie moim celem jest zobaczenie w końcu 6 na początku. Nie dlatego, że liczby mają dla mnie znaczenie - po prostu miło będzie to zobaczyć. Chciałabym to osiągnąć przed końcem tego roku. Nie wiem czy mi się to uda, ale mam nadzieję. Mój organizm szybko gubi pierwsze kilogramy, więc jest jakaś nadzieja. Jeśli mi się nie uda i tak będę z siebie zadowolona, że zaczęłam coś robić!
Eliza
PS Happy Thanksgiving!
BunDiGanja
28 listopada 2013, 23:01O matko, wracaj szybko do zrowia i uważaj na siebie! :***