Przyznaje się bez bicia. Nie kręciłam hula hopem. Powrót po swiętach do pracy wybił mnie totalnie z rytmu. Doszedł okres i nie chciało mi się ruszać tyłka. Dobrze, że przynajmniej żywieniowo stoję dobrze. Zero słodyczy. Chyba organizm terapię szokową ma już za sobą, bo okazuje się że bez tych sweet-aśnych rzeczy świetnie sobie radzę. Owoce i warzywa górą. 1 kg na minusie, ale to pewnie zasługa ubytku wody po okresie, ale i tak jest się z czego cieszyć.
Łapię hula-hop i działam. W tym roku się nie poddam, musi być konsekwencja.