Dzień dobry wszystkim.
Ten post nie będzie pozytywny i nie oszukując samej siebie... gdybym nie doszła do tak skrajnego momentu w jakim czuję, że jestem to ten post NIGDY by się nie pojawił. Co oznacza, że jest źle. W zeszłym miesiącu chciałam zacząć wyzwanie w którym przez 100dni będę starała się jak najbardziej będę mogła, żeby schudnąć i zacząć zdrowiej żyć. Co z tego wyszło? Gówno, przepraszam za słowa, ale bardziej dosadnie się nie da. Obecnie ważę ok 99kg i uwierzcie mi lub nie, ale nigdy nie czułam się tak źle i nigdy nie byłam tak bardzo zdemotywowana. Minął ponad miesiąc od "zaczęcia wyzwania" i tak szczerze, to jeśli były z 2 dni w których cokolwiek w tym kierunku mi się udało, to i tak wiele. Wpadłam w błędne koło, w którym już kiedyś byłam, ale teraz czuję się z tym jeszcze gorzej. Obecnie siedzę w domu, codziennie wstaję koło 8/10 i jem koło 11/12, w sumie nie wiem czy jem czy pochłaniam. Zazwyczaj mój dzień wygląda jedzeniowo tak:
Ś: bułka + pasta jajeczna + pączek/drożdżówka + energetyk
IIŚ: bułka + pasta z tuńczyka + małe chipsy
O: tutaj akurat jest o wiele lepiej, bo gotuję sama i staram się zdrowo to robić
P: czasami jeszcze coś słodkiego
Jeśli chodzi o ruch, to w tygodniu jest to 1.000-2.000 kroków i to wszystko. W weekendy wpada często 10.000 a nawet i 15.000/19.000 + czasami jakiś rowerowy wypad.
Moja waga jest najwyższa jaką miałam przez 24lata.
Piszę to z desperacji i ze łzami w oczach, bo już nie wiem jak zacząć coś zmieniać i jak się zmotywować. Wiem, że żaden dietetyk mi nie pomoże, bo miałam 3 podejścia i wiem, że sama jestem w stanie zrobić więcej. Problem w tym, że nie umiem ruszyć.
Jaki jest mój ból? To są kolejne jeb*ne wakacje, które spędzam w jeansach długich i zazwyczaj zwykłej luźnej koszulce. Tracę tyle radości przez moją figurę, że aż jeszcze bardziej chce mi się płakać i nie wiem już co robić.
Coraz częściej myślę, że już nigdy nie będę wyglądać tak jakbym chciała i to mnie zniechęca jeszcze bardziej.
Patrząc na swoje zdjęcia na intagramie, na których nie miałam i tak idealnej wagi mimo wszystko - widzę tak cholerną różnicę, że nie wiem jak ja to zrobiłam.
Ok, ale do sedna, dodaję tu dziś swoje zdjęcia - co by nigdy nie miało miejsca, gdybym się tak nie zapuściła i nie doszła do takiego momentu. Bo poczułam, że jeśli ich nie dodam i nie pokażę jak naprawdę wyglądam i nie napiszę takiego wpisu to za pół roku będzie jeszcze o wiele, wiele gorzej.
Nie wiem co mam robić, jeśli macie jakiekolwiek rady to piszcie tu lub w wiadomości prywatnej :)
NowaJa_86
29 lipca 2020, 23:07Polecam filmy Bartka Szemraja na YT. On fajnie tlumaczy co jeść, a czego nie.
#Mon!ka
30 lipca 2020, 16:26Dzięki, sprawdzę w wolnej chwili :)
Janzja
29 lipca 2020, 20:04Hej kochana, nie nerwuj papuga :D. Z mojej perspektywy widzę 3 rzeczy: 1) na śniadanie już masz ok 1000kcal wsadu, a za nim idzie kolejne spore danie - plus bułki wywalają IG i same w sobie są bardziej "ciężkie" niż chleb, a energetyk to sam cukier (kalorie z produktów cukrowych żeby się spalić potrzebują tak jakby.. przerw. ilość łyżeczek cukru zalecana przez WHO to 10-12 w przykładowym redbullu małym masz już ich 7), 2) ruchu mało, po prostu 3) uważam, że lepsze wyjście jest od tego by zaakceptować swoje ciało - de facto jednak obnażać się w lecie, a potem coś robić dalej; jesteś kim jesteś i bez akceptacji tego "dieta" nie ruszy. Najważniejsze by się pokochać, i w tym pracować. Ja uważam, że jedzenie jest w emocjach i nad tym najbardziej pracuję plus prócz ciekawostek żywieniowych jakie raz stosuję raz nie. Są momenty jakie zajadam i zastanawiam się dlaczego i co mogę zmienić. Kalorii aktualnie nie liczę, ale jakbym rosła to bym liczyła szukając gdzie jest problem (kilka ciężkich rzeczy dziennie to jest problem i na tym urosnę). Reszta też zależy od aktywności.. Pewnie co jeść to od dietetyków wiesz więc pytanie dlaczego organizm woli co innego - może trudno Ci gotować? Ja np mam remont więc dla mnie gotowanie to najpierw sprzątnięcie połowy domu i dopiero mogę się zabrać za warzenie - jak jestem zmęczona, to nie posprzątam i łatwiej mi zjeść chipsy albo coś na wynos. W pracy non stop zamawiam na wynos - duże porcje, tu ciasta, tam pączki. Każdy ma jakąś "dziurę" przez jaką ucieka jedzenie. I mi osobiście bardziej do podejścia nie tyle odchudzania co zmiany nawyków żywieniowych na takie jakie są dla mnie ok - jest teoria, że ciało samo się reguluje razem z wagą wówczas. Na blogu wilczogłodna jest kilka ciekawych rzeczy. Mam nadzieję, że samopoczucie już lepsze, to wszystko to skomplikowane kwestie zdrowotne i nikt nie ma na nie dobrej recepty, są tylko ogólne wskazówki. A miły wygląd wychodzi ze środka człowieka :) Pozdrawiam!
#Mon!ka
30 lipca 2020, 16:30Co do tego co napisałaś to w większości się zgadzam, do południa zdecydowanie jem ogromną ilość kalorii, więc to jest coś nad czym obecnie pracuję i na tym się skupiam. Ruchu mam naprawdę niewiele, ale daje sobie czas, żeby powoli do niego wrócić. Nie chcę wszystkiego na raz, bo wtedy najczęściej zawalam. Jeśli chodzi o akceptację siebie to jest z tym coraz lepiej, ale niestety na obecną chwilę na pewno nie rozebralabym się na plaży, bo zdecydowanie nie czułabym się komfortowo i tego obecnie nie jestem w stanie przezwyciężyć. Mam lutro, w którym niestety nie widzę tego czego bym chciała i potrzebuje popracować nad ciałem zanim zacznę je pokazywać bardziej. Ale wszystko z czasem. Dziękuję za wszystkie rady :)