Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie daję rady
1 grudnia 2009
Mój pasek zamiast zmierzać w prawo przesuwa się w błyskawicznym tempie w lewo. Nie daję już rady. Wyglądam jak słoń, żre słodycze jak słoń i ogólnie jestem do bani. Choć ciśnie mi się na usta znacznie brzydsze określenie do czego się nadaję. Zeszło ze mnie kompletnie powietrze nie mam celu, motywacji, kompletnie nic. Natomiast mam ochotę się wyryczeć, zamknąć w czterech ścianach i nie pokazywać się światu. Myślałam miałam nadzieję, że już nie wpadnę nigdy w taki stan jak w tej chwili, że po dość poważnym sukcesie na początku roku zdołam się odrodzić na nowo. Tak świetnie się wówczas czułam. I nie chodzi tu tylko o wagę. Chodzi o to, że wówczas całkiem się zmieniłam. Wierzyłam ,że w moim życiu może być już lepiej, ze ja mogę więcej. Wierzyłam ,że pokochałam samą siebieTo strasznie trudne do wytłumaczenia szczególnie że nikt mnie nie zna. Nie macie nawet pojęcia jak zazdroszczę osobom które powoli cierpliwie zmierzają do celu. Ja też tak chcę. Chcę upadać i wstawać i przede wszystkim nie cofać się. a ja tak mam. Najmniejsze niepowodzenie działa destrukcyjne. zaskorupiam się i wmawiam sobie, że jestem słaba i beznadziejna. Unikam męża. Odwożę dzieci do przedszkola i najchętniej przespałabym cały dzień, żeby tylko nie myśleć o swoim marnym życiu. No bo co to za życie gdy cały dzień siedzi się samemu w domu a Twój jedyny przyjaciel to odkurzacz i mop. Wiem nie powinnam się nad sobą użalać sama wybrałam takie życie. Znaczy się razem z mężem podjęliśmy taką decyzję, że ja zajmuję się domem i dziećmi a on nam zapewni byt. I wszystko byłoby ok gdybym nie miała co pewien czas uczucia, że się cofam. Z przerażeniem myslę o tym co będzie za kilka miesięcy ,lat. Przeglądając gazety z ogłoszeniami o pracę nie znajduję żadnego, któremu mogłabym sprostac pod względem wymagań. Nie pracuję już 7 lat.Przyjechałam do W-wy za mężem. On tu dostał pracę ja zostawiłam wszystkich znajomych ,rodzinę pracę 300 km stąd. Niby nie daleko ale daleko. Przez te kilka lat uzbierało sie kilku nowych znajomych tylko nie wiem dlaczego ciągle mam poczucie, że jestem gorsza od wszystkich. Przez długi czas miałam kompleks na pumkcie tego, że nie pracuję nie rozwijam się zawodowo. Długo z tym walczyłam, czy przewalczyłam nie wiem ale chyba nie do końca. Wygląd to kolejny wielki kompleks. Wogóle rodzice powinni mi dać na chrzcie imię Zakompleksiona. Napisałm mnóstwo rzeczy a jednocześnie nic mądrego. Pewnie zepsułam humor nie jednej z Was. Ale chyba podczas tego samotnego siedzenia w domu brakuje mi kogoś z kim mogłabym najzwyczajniej w świecie pogadać, wygadać się i wypłakać tak jak teraz
mate1
1 grudnia 2009, 15:46Tak całkiem przypadkiem natknęłam się na twój pamiętnik. Wiesz wcale nie dziwię się że masz takiego doła. Ja z kolei przyjechałam za mężem 250 km z dużego miasta na wieś zabitą dechami i gdybym nie poszła do pracy ( tu napomnknę, że mój mąż dobrze zarabia i nie musiałabym pracować ale on mi nie pozwala na leniuchowanie) to zwariowałabym w domu. Mam dwoje dzieci i teściową. Szkoda, że podjęliście z mężem taką decyzję , chociaż on pewnie chciał żeby Ci było dobrze. Czasem lepiej jest pracować i mieć dużo więcej obowiązków niż siedzieć w domu, gdzie wydaje Ci się, że coś tracisz coś Ci umyka. Ale jeśli nie musisz pracować zarobkowo poszukaj jakiejś prcy choćby na pół etatu, choćby za marne grosze po to tylko, żeby się dowartościować, żeby poczuć się niezależnie. myślę, że musisz sprubować. A na razie głowa do góry, jest cięzki czas wszystkie mamy deprechę musimy sie wspierać Pozdrawiam