Czyli półmetek. Mimo boskiego zapachu smażonych naleśniczków, które przygotowywałam dla dzieciaczków i męża nie uległam. I jestem z siebie taka dumna, że zaraz chyba odlecę jak balon :-). Z napełnieniem bandziocha hektolitrami wody tez jakoś sobie radzę, czy to mi wejdzie w nawyk, nie wiem, mam nadzieję.
Te bodajże 4 lata temu też byłam na dobrej drodze do zmian. Kilogramy spadły, brakło tylko... No właśnie nie wiem czego... samozaparcia, samodyscypliny, sił do wiecznego pilnowania kalorii i myślenia o tym co wolno a co nie wolno, wspomagania z zewnątrz, zachęty ze strony najbliższych, a może to nie jest prawdą, że nie wiem?